Działają lepiej, niż kosmetyki! 5 najważniejszych rzeczy w pielęgnacji, samoakceptacji i dbaniu o siebie.

Ten wpis chciałybyśmy pokazać sobie z przeszłości. I Wam teraz. Wszystkim! Bo choć często przychodzicie do nas stricte po rekomendacje kosmetyczne, to tematyka dbania o siebie (a w tym o swoją skórę) jest znacznie szersza. I cóż… często sam nowy krem nie wystarczy. Dlatego w tym wpisie chcemy, na swoim przykładzie, opowiedzieć o tym, jak poczuć się lepiej we własnej skórze i… przemeblować w głowie.


Tak, by nie tylko poprawiać, ale zrozumieć i polubić to, jaka jest skóra, sylwetka, włosy.



Czego nas uczy Gen Z


Jesteś Millenialsem? High five! Wielokrotnie już poruszałyśmy ten temat na Instagramie, ale tutaj chyba po raz pierwszy. Chodzi o to, jak bardzo wczesna młodość w końcu lat 90tych lub w latach 2000 pomieszała nam w głowach. Bo modne było ekstremalnie szczupłe ciało i idealny wygląd wprost z wyretuszowanych okładek magazynów mody.

I to się mocno odbiło na naszym postrzeganiu świata. Jako Millenialsi, jesteśmy dowodem na to, że reprezentacja w mediach ma znaczenie.

Że wizerunek kobiet, jaki pokazuje się dziewczynkom i dziewczynom, ma potem wpływ na to, jak one widzą siebie. Millenialsi są ulepieni z tego, co widzieli na okładkach, w teledyskach i serialach dla młodzieży.

Gen Z widzi świat nieco inaczej. Szerzej. Przede wszystkim: sami pokazują to co widzą. Pokazują siebie. Uczestniczą w kreowaniu wizerunku swojego pokolenia. To jest szansa i odwaga której my nie mieliśmy. I tak – wiem, że rzeczywistość Gen Z też nie jest różowa,  nastolatki walczą ze swoimi demonami.

Podziwiamy i tę walkę. Rozmowy o różnorodności, granicach, zdrowiu psychicznym, wpływie mediów społecznościowych na samoocenę, wizerunek i relacje. Otwartość w wyrażaniu poglądów, ale też pokazywaniu niedoskonałości. Tego się cały czas uczymy.

I jako Millenialsi widzimy, że nam (wychowanym na przekonaniu, że „musisz być idealna, a jeśli nie jesteś to ukrywaj wady”) też udaje się czasem otworzyć.


Pokochać swoje ciało?


Ile razy słyszałyśmy, żeby kochać siebie. Że jesteśmy piękne w każdym rozmiarze, w makijażu i bez. Znacie te hasła pewnie aż zbyt dobrze. I jak? Przekonały Was?

Nas nie. I nie tylko dlatego, że nie lubimy, gdy nas ktoś mocno coachinguje. Nie piszemy się na zaklinanie rzeczywistości. Dlaczego musimy kochać w sobie wszystko, albo wszystkiego nienawidzić? Albo być siedliskiem kompleksów, albo self love?

Dużo lepiej i łatwiej się żyje z sobą, gdy się ani nie gloryfikuje ani nie gani swojego ciała, twarzy, włosów za to, jakie ono jest.

Odczepcie się ode mnie – to nasze ulubione tiktokowe hasło komentujące wygląd.

Nikomu nic do tego, jaka jestem. Jak (i czy) miałam ochotę się dziś ubrać, pomalować. Czy myję włosy codziennie, czy użyłam suchego szamponu. Czy wyskoczył mi pryszcz (dziewczyny, przestańcie się wiecznie tłumaczyć, że TEN pryszcz wyskoczył Wam przez okres – niczyja sprawa, w jakiej fazie cyklu jesteście), nie zdążyłam się ogolić, albo mam krzywe kreski!


Jak się poczuć lepiej we własnej skórze?


Jak najmniej dla innych, jak najwięcej dla siebie – to byśmy powiedziały sobie z przeszłości. Zamiast się miotać, by wpasować się w cudze ramy, robimy coś dla siebie i oceniamy, czy było warto i jak się po tym czujemy.

1/ Szczera, ale życzliwa samoocena

To najtrudniejszy etap, w zasadzie do częstego powtarzania, bo z czasem zarówno my się zmieniamy, jak i otoczenie. Najważniejsze tylko, by powiedzieć sobie (i mieć zawsze z tyłu głowy), że kształt ciała ani twarzy nie jest trendem i postrzeganie go jako taki prędzej czy później wpędzi nas w kłopoty. Wielkość biustu, pośladków, nosa, budowa ciała, kształt oczu, twarzy, nawet wzrost – to są cechy, które można zmienić głównie inwazyjnymi i drogimi operacjami. I jeśli się je robi z tego powodu, że  jakaś cecha jest w trendzie, to się prędzej czy później źle skończy.

Trendy mają to do siebie, że są zmienne. Właśnie teraz duże pupy i migdałowy kształt oczu odchodzi do lamusa. Co mają zrobić dziewczyny, które je sobie operacyjnie zrobiły? Zaakceptować to, że nie będą trendy, albo znów pójść pod nóż.

Dlatego odczepienie się od swojego ciała jest punktem wyjścia. Ale zmienianie go dla siebie, praca z nim i nad nim, to już inna kwestia.


2/ Spróbuj selfcare

Chcesz wyleczyć trądzik? Zmienić swoją wagę, popracować nad sylwetką, albo zadbać o skórę twarzy i ciała tak, by jak najdłużej pozostała w dobrej formie? Buzia i ciało lubią, gdy się o nie dba. I samo dbanie często daje zaskakujące rezultaty…

Gdy się zmienia podejście do pielęgnacji (z walki ze skórą na dbanie o nią), nie tylko macie szanse na lepsze rezultaty pielęgnacji, ale też dodatkowy bonus: punkty do samooceny. Zamiast czekać na efekt po kuracji kosmetykami, dostrzeżesz go już podczas aplikacji. I to za każdym razem.

Warunek? Czas. Żeby doładować baterie pewności siebie i akceptacji dla skóry, ciała, czy włosów, trzeba dla nich chwilę znaleźć. Ważny jest też dotyk, masaż, samo wcieranie produktów, jeśli będzie relaksujące i przyjemne, poprawia nastrój. To może się wydawać błahe i trudne w czasie, gdy jesteśmy wszyscy bardzo zabiegani. Ale jeśli nie próbowaliście jeszcze, zróbcie sobie koniecznie wieczór dla siebie – z maseczkami, świecami, wmasowywaniem pachnącego masła do ciała i masażem twarzy rollerem, albo dłońmi. Ważne, żeby mieć chwilę i poświęcić ją sobie.

Jeśli masz czas częściej, praktykuj selfcare ile wlezie. Tego się nie da przedawkować.


3/ Biust jest ważniejszy niż myślisz. Ale nie tak, jak myślisz.

Jeśli jesteście z nami na insta (zapraszamy jakby coś!), to istnieje szansa, że na przestrzeni lat trafiliście na moje (Mileny) publikacje dotyczące dużego biustu, i wszystkiego co wokół niego. Mam w tym momencie miseczkę G, czasem F – i tu przypominam – dobre samopoczucie w staniku, to odpowiednio dobrany rozmiar i krój. Nie wystarczy jedna wizyta u brafitterki – nasze ciało się zmienia; miseczka może się zwiększać i zmniejszać, podobnie jak obwód.

Najprościej to zauważyć przy zmianie wagi – prawdopodobieństwo, że zmieni się Wam rozmiar biustonosza jest spore. A komfort noszenia stanika w dobrym rozmiarze jest nie do przecenienia (przy dużym biuście – to konieczność).

Ja zwracam uwagę na detale, które sprawiają, że biustonosz naprawdę potrafi być najlepszym przyjacielem:

  • grubość ramiączek i możliwość ich regulowania (zdarzają się modele, w których podciągnąć ramiączka można tylko do połowy bo pojawia się koronka) – bywa to pomocne, zwłaszcza przy bardziej zabudowanych, stanikach. Ale jeśli to tylko estetyczny dodatek, to minus dla dużej, ciężkiej piersi, która czasem potrzebuje dodatkowego wsparcia i uniesienia;
  • materiał ramiączek, czy są podszyte zmiękczająca pianką (zawsze w stanikach Samanta!) – to ważne bo dzięki temu zmniejszamy możliwość otarcia, odbicia, podrażnienia i wżynania się ramiączek.
  • głębokość miseczki i to jak układa się na biuście. Bo wiecie – duże miski, jak już dostają wybór, to często krój “robi krzywdę” sylwetce. Tak działa mnóstwo tzw. minimizerów na rynku. Fason ten, i owszem, optycznie zmniejsza biust, ale przy okazji zamiast zbierać i podnosić, to mocno rozdziela, spłaszcza lub układa w biust jak trójkątne, babcine staniki z lat 90’. I nie, nie o to wcale nam chodzi!
  • ilość haftek – przy większych miskach lepiej sprawdzają się 3 lub 4 zapięcia;
  • grubość materiału obwodu stanika i wykończenie – z jednej strony chcemy delikatnych, niegryzących materiałów, ale większa miska czy obwód potrzebuje czegoś wytrzymałego, co naprawdę zbiera i podtrzymuje, a jednocześnie jest elastyczne;
  • mądrej konstrukcji! Czyli powodu, dla którego od marca 2014 roku – wtedy poznałam staniki Samanty – są one dla mnie absolutną czołówką w kwestii potrzeb dużych misek.

Poradnik o tym, jak dobierać rozmiar biustonosza i co dobrego z tego wynika , jest na blogu od lat. W międzyczasie edytowałyśmy ten wpis tak, by zawierał wszystkie niezbędne informacje, same zobaczcie. Niezależnie od wielkości miseczki i obwodu – zerknijcie, bo opowiadamy również o tym, jak poprawnie zakładać stanik, zbierać biust i w końcu – nosić z dumą!


4/ Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

Skoro Milena zaczęła wątek bielizny, ja (Ilona) go pociągnę.  Tak, jak pielęgnacja jest podstawą dobrego makijażu (i śmiem twierdzić, że jest od niego znacznie ważniejsza), tak bielizna ubiera nas bardziej, niż ubranie.

Większość osób widzi to właśnie, kiedy udaje im się dobrać po raz pierwszy dobry biustonosz. I nagle nic nie uciska, nie wypływa, poprawia się postawa i ubrania jakoś tak od razu lepiej leżą. U mnie miejsce, które najbardziej wpływa i na sylwetkę, i na samoocenę to partia brzucha i pośladków. Brzucha po ciąży, pośladków – bo ponadwymiarowe od zawsze. Gdy większość osób nie może dobrać rozmiaru stanika, mnie nie pasuje 90% majtek. Mają za niski stan i odznaczają się na pośladkach, bo są w tym miejscu po prostu zbyt wąskie.

I co mogę zrobić? Próbować wciskać się w za małą bieliznę, a może zmienić swoje ciało? Jeszcze kilka lat temu tak właśnie bym robiła. A rozwiązaniem była EDUKACJA. Musiałam nauczyć się, jakie fasony wybierać i na co zwracać uwagę, żeby mieć dobrze dopasowaną bieliznę w tych miejscach, które są dla mnie ważne (to, że wyższy stan powoduje, że linia fig nie odciska się na stałe na skórze brzucha i pośladków, a tył z siateczki w połączeniu z fasonem brazylijskim sprawia, że mój bum bum nie dzieli się na czworo). Jest wygodnie, ładniej i autentycznie czuję się lepiej sama z sobą.

Teraz tylko znaleźć kogoś, kto takie majtki robi. Bo dosłownie na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć marki, które produkują figi i brazyliany z wyższym stanem, które nie wyglądają jak babcine gacie. Zawsze je znajduję w Samancie – to w zasadzie jedyna marka, gdzie mogę nosić nie tylko brazyliany, ale i figi. Bo nigdy nie odciskają się na pupie.


5/ Lubimy ładne rzeczy. I mamy do tego prawo!

No właśnie, chyba doszliśmy do sedna: estetyka też jest szalenie ważna. I tu nam wchodzi inkluzywność na maksa. Tak samo, jak bledsze czy ciemniejsze odcienie cery potrzebują dopasowanych odcieni podkładów czy kremów SPF, tak dziewczyny z biustem, pupą, większymi stopami, wyższym lub niższym wzrostem, długością tułowia, szerokością bioder – wszystkie potrzebujemy dla siebie bielizny i ubrań, które będą nam się podobać.

Lubcie róż i słodkie koronki? Nie dajcie się za to shame’ować! W byciu dziewczęcym nie ma nic złego, niezależnie od wieku. To działa też w drugą stronę: nie musicie wyglądać kobieco, jeśli nie chcecie. Nie ma jednego wzorca, nie każdy musi chcieć wyglądać sexy. Wybór to nasze prawo i doceniamy bardzo te rzeczy, które sprawiają, że się czujemy fajnie.

A wracając do pielęgnacji. Wygląd i konsystencja kosmetyków to też jest coś, o czym się często nie mówi (chyba nadal pokutuje przekonanie, że liczy się tylko skład). A jeśli traktujemy dbanie o siebie jako element selfcare i większego celu: polubienia siebie bardziej, to wszystko staje się ważne. Jeśli lubisz, gdy krem pachnie, ma ładne opakowanie, nawet jeśli więcej kosztuje – też nie ma powodu by ktoś Cię za to krytykował. Efekt kosmetyczny, czy wręcz leczniczy, jest istotny, ale nie tylko o to w kosmetykach chodzi.


Więcej wiedzy, mniej uprzedzeń, a opinię innych miejcie w nosie – tego sobie i Wam życzymy w nowym roku 😀


Wpis powstał we współpracy z polską marką Samanta, która w tym roku obchodzi 30-lecie działalności. Ich bieliznę mamy na sobie na zdjęciach, a poniżej możecie też zobaczyć kilka fotek z sesji ich wiosennej kolekcji. Sprawdźcie koniecznie najnowszy, kolorowy model Bonnie.

Leave A Comment

Podobne wpisy

Strona, którą właśnie przeglądasz wykorzystuje pliki cookies. Ich wykorzystanie możesz modyfikować w ustawieniach swojej przeglądarki. Zostawiając komenatarz czy pisząc do nas e-mail, pamiętaj, że Twoje dane są zabezpieczone.
Akceptuj Cookie.
x