Ostatnio porządkuję, sprzątam, układam i liczę. Moje szafy przechodzą niezła dietę, a wszystkie niepotrzebne ubrania znajdują nowych właścicieli. Podobnie toaletka z kosmetykami. Mamy zasadę, że przesyłamy dobrą karmę dalej, i jeśli kosmetyki się u nas nie sprawdzają lub mamy czegoś w nadmiarze – rozdajemy. Mamy również cudowną znajomą Martynkę z Noir Beauty, która organizuje warsztaty makijażowe dla dziewczyn z domu samotnej matki, więc i do niej trafiają kolorowe kosmetyki, by służyły jako narzędzia szkoleń.
Dlaczego o tym wspominam? Ha! Bo rozstanie ze szminkami jest dla mnie naprawdę trudne. Mimo, że moja szufladka z pomadkami jest obfita (no dobra – to dwie szuflady!), to cały czas mam wrażenie, że jakiegoś koloru mi brak, ze jakiejś formuły trzeba więcej. A oczywiście bywa tak, że noszę wymiennie cztery odcienie, zapominając o reszcie.
Nowe kolory ARTDECO były dla mnie cudownym pretekstem, by znów wypróbować ulubione matowe wykończenie i poszerzyć kolekcję szminek o kolejne egzemplarze.
Kremowa przyjemność
Perfect Mat Lipstick to kolekcja aż dwunastu kolorów, które oczywiście mają wykończenie matujące wargi. Jakże poszukiwane i lubiane przez nas wszystkie, prawda? Co szczególnego cechuje produkty ARTDECO? Przede wszystkim bardzo kremowa, wręcz masełkowa konsystencja produktów. Szminki aplikuje się na wargi bajecznie prosto, przy wprawnej dłoni nie potrzeba nawet konturówki (choć wiadomo, że obrysowane usta prezentują się lepiej).
Wszystkie kolory, które udało mi się przetestować maja kilak cech wspólnych – są wyraziste, mocne, przykuwające uwagę. Nawet jeśli jest to klasyczny, dzienny kolor nude. Pigment pomadki nie wytraca się na ustach i pozostaje na nich przez kilka godzin. A dokładnie? Nałożona rano bez problemu przejdzie z nami przez śniadanie, kawę, cały dzień w pracy. Problem pojawia się w momencie jedzenia czegoś tłustego; także obiad może być tym momentem, kiedy produkt wywędruje z naszych warg.
Do moich faworytów należą dwa, zupełnie różne odcienie, ale według mnie idealnie pasujące do dziennego makijażu. I jest to nieco bardziej fioletowawy Pink Mauve oraz naturalny, różowawy nudziak Indian Rose.
Niewątpliwym plusem pomadek jest ich kremowa konsystencja. Porównując do szerokiej konkurencji szminek matujących, te wyróżniają się nawilżającą formułą. Na ustach pomadki nie rolują się, nie pojawiają się suche skórki, nieprzyjemne zgrubienia. Jednak ta nawilżająca konsystencja pomadki ma swoje konsekwencje w intensywności wykończenia. Nie jest to pełen, mocny i całkowity mat. Nie taki, do jakiego przyzwyczaiły nas MAC czy nawet kredki Golden Rose. Jednak komfort jaki zapewniają zdecydowanie wynagradza brak pełnego zmatowienia.
Cena regularna to 53,9 zł, ale możecie je właśnie upolować w Douglasie za 43,9 zł!
PS: Wyniki konkursu
Pamiętacie nasze małe wyzwanie na fb i pytanie, co oznacza dla Was bless i mess? Tusze do rzęs Loreal biegną do Karolina Płókarz i Moniki Wieczorek. Dziewczyny, podrzućcie Wasze adresy na kontakt.lenalona@gmail.com. Dziękujemy!
A Poppy gdzie?!
Powędrował dalej, bo akurat obie mamy sporo czerwonych szminek, więc jest w rękach kogoś, kto się bardzo cieszy;)))
Buuu znaczy sie dobrze ale Poppy mnie urzekła 😉
klasyczna czerwień!:) za formułę daję głowę, bardzo fajnie się sprawdza. są takie dzienne, łatwe w użyciu, niekłopotliwe.
Więcej zachety niepotrzebuje 😉