breaking the law
Chodzenie w skórach i lateksach w taki upał to łamanie prawa. A, że skóry, lateksy i ćwieki jak najbardziej kojarzą się z Judas Priest, to „breaking the law”
Niedoszła gwiazda rocka. Jej idealny dzień to blogowanie, oglądanie filmów i seriali, praca na planie zdjęciowym i wieczorny koncert. Najlepiej metalowy. Ewentualnie dobra książka.
Zawodowo spełnia się w studio filmowym. Ma kota na punkcie kotów. I tatuaży. Najchętniej rzuciłaby wszystko i zamieszkała w Londynie, bo od dawna wie, ze Camden to jej miejsce na ziemi. Okej, blogowania nie rzuciłaby nigdy.
Chodzenie w skórach i lateksach w taki upał to łamanie prawa. A, że skóry, lateksy i ćwieki jak najbardziej kojarzą się z Judas Priest, to „breaking the law”
Zupełnie nie będzie o serialu, który skądinąd niespecjalnie przypadł mi do gustu (porywała mnie za to wartka akcja ER!), a o sukience dresowej w kolorze szarym.
Dziwnie się jakoś składa, że od kilku tygodni chodzi za mną klimat Nowego Orleanu i Mississippi. A to za sprawą muzycznych podróży, które serwuję sobie przy pomocy southern metalowych wypraw z Down (to interesująca odmiana mocno zakorzeniona w bluesie i country, mocno związana z Konfederacją ), to zaś z nową serią Czystej Krwi, której akcja toczy się w Luizjanie, to znów ze wspomnieniem letnich wieczorów sprzed kilkunastu lat…
O mojej wielkiej niechęci do „skóry muśniętej słońcem” wspominałam już kilkukrotnie. Nie przepadam za temperaturami oscylującymi w okolicach 30 stopni. Wolę dni odrobinę chłodniejsze, pełne słońca, lecz nie upalne.
Ten perfekcyjny jest w kolorze czarnego matu. Nazywa się Iron 883. Nęci, kusi i sprawia, że nie zachowuję się do końca normalnie.
Moja motoryzacyjna przygoda jest krótka, jeśli o niej cokolwiek powiedzieć mogę. Mam całkowitą awersję do posiadania prawa jazdy, samochodu i przemieszczania się nim po mieści.
Kiedy za oknem pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, a dalekie podróże możemy tylko odbywać palcem na mapie, wówczas paczuszka od Merlin.pl z taką urocza zawartością wprawia serce w drżenie.
Adasia Darskiego oto szczęście jest! Dzisiaj mija tydzień od trzeciego dnia Metalfest 2013. Czas najwyższy na ostatnią odsłonę moich wrażeń. Zacznę jeszcze raz od muzyki, bo oto clue całego wydarzenia.
Moje lato zaczęło się wyjątkowo mocnym uderzeniem. Były grzmoty, huk i fajerwerki. Te muzyczne. Ciągle jestem częścią Metalfestu, dzisiaj jego ostatni dzień.
Nie ma co ukrywać – można wreszcie spędzić całe lato w Polsc jeżdżąc od festiwalu do festiwalu. Od koncertu na gig, zlot, spęd i muzyczną nasiadówę.