Że mamy są nienormalne? No mówcie co chcecie, ale na Lony przykładzie – te przyszłe na pewno! Okazało się bowiem, że pudełko z kremikami, żelami i… pieluszkami pachnącymi zieloną herbatą może jarać człowieka jak dobre wino patykiem pisane kręci niejednego bywalca monopolowego24. Ale, ale czerwcowe pudełko regularne też jest warte uwagi. Zresztą… co my się tu będziemy rozgadywać, zobaczcie zdjęcia i recenzje poszczególnych pudełek.
Lona testuje:
1. Pudełko GlossyBox Mum&Baby – cena 59 zł za 3 produkty full-size, 3 próbki i 3 gifty-niespodzianki.
Seledynowe pudełeczko (o już ja je sobie przysposobię do pokoju maluszka) skrywało zawartość tak pokaźną, że szczerze mówiąc ledwo można było je zamknąć. Wewnątrz znalazłam aż 3 produkty pełnowymiarowe, 3 miniaturki oraz 3 dołączone gratisy.
Kosmetyki pełnowymiarowe, warte w sumie 80 zł to: żelowy preparat do pielęgnacji biustu Tołpy (dobry w ciąży i po porodzie, ale jak sądzę, dla posiadaczek pokaźnych dekoltów dobry na życie całe. Ja używam i bardzo sobie chwalę, lekka konsystencja, ładny zapach, naturalne składniki) oraz preparaty nowej na rynku polskim marki Mixa Baby w postaci wody micelarnej do mycia ciała dziecka oraz kremu ochronnego do przewijania (podobno można już dostać te kosmetyki w Rossmannach, ceny bardzo przyjazne portfelowi, na efekty działania muszę jeszcze poczekać ponad miesiąc, aż się mały urodzi ;))
W pudełku było kilka miniproduktów, które naprawdę warto sobie lub dziecku sprawić. Przede wszystkim mam na myśli olejek pod prysznic A-Dermy (Exomega), który bardzo, bardzo dobrze myje i delikatnie natłuszcza skórę. Dziecku na pewno spodoba się żel do mycia ciała Pat&Rub – naturalny i pure eco. A jeśli on nie zużyje, to na pewno chętnie odda mamusi (zapach jest boski! jak delikatna brzoskwinka), natomiast pozytywnym zaskoczeniem był dla mnie bogaty krem przeciw rozstępom Palmers – z przyjemnością używałabym go do całego ciała, zwłaszcza zimą. Zapach kakao robi swoje!
Trzy ostatnie produkty to gifty, więc nie będę się czepiać – choć nie spodobał mi się ani krem z filtrem La Roche (potwornie ciężki) ani krem Johnson’s (położna zabrania testować na dziecku). Za to w gratisowych pieluszkach pachnących zieloną herbatą jestem… zakochana! I bardzo liczę na to, że nie będą uczulać, bo wydają mi się zdrowszą i bardziej naturalną alternatywą dla wszędobylskich Pampersów.
Lena testuje:
Olejek rozświetlający Pat&Rub by Kinga Rusin
To produkt idealny na wakacje. Opalone ciało posmarowane tym olejkiem będzie kusić i nęcić. Co prawda ja unikam słońca, to nawet na skórze bladej efekt jest całkiem niezły. Najmniej przepadam za zapachem, ale to malutki efekt uboczny przy świadomości, że to produkt eko.
Suchy szampon Batiste o zapachu tropikalnym