Bardzo podobną kraciastą spódnicę nosiłam na studiach. Fajnie wracać do starych nawyków. To chyba nazywa się dojrzałość, gdy – po bardziej lub mnie udanych eksperymentach – człowiek dochodzi do wniosku, że jednak ubrania z lat licealnych czy studenckich nie były pomyłką, a raczej raczkowaniem własnego osobistego stylu. Dokładnie zresztą z tych samych pobudek wracam do kupowania koszul i bluzek koszulowych jako podstawy jesiennej garderoby. Czarne, kraciaste, jeansowe, znakomicie grają z kapeluszami. Dodatkowe ozdoby są zbędne. W końcu Robin nie biegał po lasach obwieszony jak choinka 😉 Jedyny wyjątek zrobię za to chętnie dla świecidełek na butach. Bo do botków Sequin ze złotymi aplikacjami mam słabość po prostu.
Lona of the woods
Największą zaletą tegorocznej jesieni ogłaszam możliwość częstego (i bez szczególnej okazji) noszenia kapeluszy. A jeśli do tego owo nakrycie głowy, wzorem mojego (które ze sklepu Glitter pochodzi) posiada wartość dodaną w postaci piórka godnego Robina z lasu Sherwood, można w namaszczeniem biegać w rajtuzach i szkockich kratach, co niniejszym czyniłam tej soboty.