Lena&Lona Co to jest: wygląda niemal, jakby nie istniało, a jednak gdy masz to na sobie, łatwo zauważyć różnicę? Tak, to makijaż mineralny Lily Lolo. Niby nie zauważa się na co dzień tego, że nosi się produkty mineralne, a zatem nieco inne niż standardowe kosmetyki, a jednak gdy się już ich używa nieco dłużej, wyraźnie widać, że minerałki są zdrowsze dla buzi.
Nie inaczej jest w przypadku nowości, które chcemy dzisiaj zaprezentować. Od Costasy (dystrybutor kosmetyków Lily Lolo w Polsce) otrzymałyśmy do przetestowania dwa zupełnie nowe produkty:
- limitowane paletki cieni do powiek,
- mineralne kremy BB w dwóch odcieniach.
No i mamy dwie wiadomości – dobrą i złą. Dobra jest taka, że zarówno cienie jak i BB mają cudownie opakowania (krem ma pompkę, bardzo wygodnie się z jej pomocą aplikuje kosmetyk, z kolei cienie są zamknięte w kompaktowych kasetkach z dużym lusterkiem i wygodnymi aplikatorami z gąbeczki), bardzo trwałe, estetyczne i poręcznie. Są naturalne (pigmenty 100% mineralne), nie zapychają porów, nie przesuszają skóry (krem BB wręcz nawilża, podnosi jej odporność na czynniki zewnętrzne), trudno sobie nimi zrobić krzywdę, bo formuły są nieco transparentne (krem BB ładnie łączy się ze skórą i wygląda naturalnie, cienie mają średnią pigmentację i nie odcinają się bardzo od odcienia skóry, łatwo się blendują).
A minus? Widzimy jeden. I to ten sam, który jet plusem – stopień krycia. Trzeba uczciwie przyznać, że znamy kosmetyki (nie minerałki) bardziej wyraziste – kremy BB, które lepiej ujednolicają koloryt ery (Biotherm CC, Benefit Big Easy), cienie, które dają bardziej wyrazisty efekt (Clarins, Urban Decay). Natomiast żadne z nich nie są tak zdrowe dla skóry jak nowości od Lily Lolo. I co? I jednak wybieramy naturalną stronę mocy! Przetestujcie, a też poczujecie różnicę.
Zobaczcie wideo z prezentacją kosmetyków Lily Lolo na naszym kanale YouTube [klik!] i opisy kosmetyków na stronie Costasy [klik i klik].
test