Clarins Golden Glow Booster: mój sposób na samoopalanie

Kto potrafi rozprowadzić samoopalacz bez smug, ręce w górę. No właśnie, nie widzę. Zwykle, prędzej czy później, próby pokolorowania skóry tymi specyfikami kończą się plamami, swądem (charakterystyczny zapach palonej skórki kurczaka), smugami. Pierwsza aplikacja – rewelacja, kolejne – dramat. Tak najczęściej kończyły się moje samoopalaczowe próby. Chlubnym wyjątkiem są produkty St.Tropez, które uważam za najlepsze pianki i spray’e na rynku.

Ale lepsze jest wrogiem dobrego, a Clarins Golden Glow Booster do twarzy i ciała, podoba mi się jeszcze bardziej. Dlaczego? O tym opowiem już za chwilę. Jeśli chcecie wiedzieć jak go użyć, by mieć naprawdę idealnie równomierny brąz na skórze, czytajcie dalej 🙂

Clarins-Radiance-Plus-Golden-Glow-Booster-for-Face-horz

Mistrzowska buteleczka

Jak widzicie na zdjęciach (niestety moja lustrzanka leczy autofocus, dlatego posiłkuję się zdjęciami producenta oraz pochodzącymi z bloga beautyminded.be), samoopalacze Clarins to w rzeczywistości maluszki. Wyglądają jak olejek do twarzy albo miniserum. I właśnie dlatego są tak wyjątkowe. To nie zwykłe samoopalacze, a skoncentrowany płyn brązujący, który mieszamy z ulubionym kremem do twarzy czy balsamem do ciała.

To maleńkie buteleczki z jednej strony zakończone kroplomierzem, z drugiej specjalną ‚poduszeczką’, którą naciska się dla wypchnięcia kropli płynu na zewnątrz. Mechanizm jest dużo bardziej poręczny, niż tradycyjne serum. Brawa dla Clarins, myślę, że powinni opatentować ten sposób aplikacji, bo jest genialny także dla wszelkich olejków 😉

Dlaczego lepiej namieszać?

Mieszanie produktu samoopalającego z klasycznym pielęgnacyjnym to patent, który uskuteczniałam jeszcze przed erą Golden Glow Boosterów. Aby mieć większą kontrolę nad stopniem zbrązowienia skóry, aby aplikacja była łatwiejsza, mieszałam ulubione pianki samoopalające z balsamami do ciała, zwykle w stosunku 1:2. Clarins robi to mądrzej. Zamiast bawić się w mieszanie dużych produktów o różnych konsystencjach, prezentuje produkt tak skoncentrowany, że wystarczy dodać 4-6 kropli (dla podtrzymania efektu wystarczą 3-4) do porcji kremu lub balsamu, by uzyskać odpowiedni efekt na skórze.

Dzięki temu nie muszę rezygnować z aktualnie używanych kremów do twarzy i ciała (o mojej kuracji odnawiającej skórę pisałam w tym poście) i mam pełną kontrolę nad odcieniem skóry.

Nie ma totalnie żadnych smug!

Najlepsze jest jednak to, że po tym samoopalaczu nie ma absolutnie żadnych smug! To niesamowite jak na produkt niebarwiony (nakładając nie widzimy czy jest idealnie równomiernie rozprowadzony, bo płyn ma lekko żółtawy kolor, który po zmieszaniu jest kompletnie niewidoczny). Zdarzyło mi się czasem mocno przekroczyć liczbę zalecanych kropli do mieszania, a i tak śladów zbrodni nie było. Genialne, czyż nie?

92bd70_58124f3f2f7c476a957b5b833c6c54a7.jpg_srz_980_885_85_22_0.50_1-horz

A co z zapachem spalonych kurczaków?

No niestety, tu nie mam dobrych informacji, przełomu w kwestii kurczaków nie odnotowałam. Podczas aplikacji i kilka godzin później produkt jest bez zarzutu, nie pachnie wcale. Ale aplikowany rano późnym popołudniem zaczyna powodować charakterystyczny zapaszek, dlatego zdecydowanie wolę go używać wieczorem, a rano spłukać z siebie te wstrętne kurczaki 😉

Ale wiecie co? Jak długo żyję nie spotkałam produktu, który pachnie wyłącznie przyjemnie. Powód jest prosty – samoopalacz działa tak, że jego substancja aktywna ( u Clarins DHA i erytruloza) wchodzi w reakcję z naskórkiem wywołując zarówno kolor, jak i wiadomy zapach. Jeśli więc bardzo, ale to bardzo nie lubicie aromatu kurczaków, opcją na samoopalanie jest dodawanie mniejszych ilości Golden Glow Boostera do kremu – opalenizna pojawi się wolniej, ale przykry zapach wystąpi w stopniu minimalnym.

 

Spektakularna wydajność

Ten maluch wie, co to jakość dostosowana do ceny. Mimo, iż kosztuje 119-159 zł (wersja do ciała jest droższa, acz ma większą pojemność), będę się nim długo cieszyć. 15 ml kropli do twarzy ma wystarczyć na 3-miesięczną kurację (używam ponad dwa tygodnie i praktycznie nie ma ubytku). 30 ml samoopalacza do ciała aż na tak długo nie wystarczy (w tej chwili ubyło mi 1/4 buteleczki), ale wróżę nam minimum dwa wspólne miesiące pełne słonecznych chwil. Biorąc pod uwagę wydajność większości spray-ów, kremów i pianek – Clarins jest mistrzem wydajności.

Lubimy to!

Zdecydowanie seria Golden Glow Booster zasługuje na rekomendację Bless the Mess. 9/10 punktów (jeden odjęty za zapach kurczaków). A efekty możecie zobaczyć na przykładowych selfie z okresu, gdy stosowałam Golden Glow. Naturalnie wypada, prawda?

Produkty Golden Glow Booster kupicie zarówno w Perfumerii Sephora, jak i Douglas.

glow

PS Przy okazji pozwólcie, że wrzucę także wyniki naszej facebookowej zabawy.
Piankę do mycia twarzy GlamGlow Thirstycleance
z przyjemnością przekazujemy Michalinie K. Marek.
Gratulujemy i prosimy o @!

1 komentarz

  • Ola
    9 lat ago

    Ładny efekt na skórze. Wcale nic a nic nie sztuczny. Warto kupić?

Leave A Comment

Podobne wpisy

Strona, którą właśnie przeglądasz wykorzystuje pliki cookies. Ich wykorzystanie możesz modyfikować w ustawieniach swojej przeglądarki. Zostawiając komenatarz czy pisząc do nas e-mail, pamiętaj, że Twoje dane są zabezpieczone.
Akceptuj Cookie.
x