Jakkolwiek małostkowo i pusto to zabrzmi – kocham ten szalik. Od ponad miesiąca za mną chodził. Tkany z grubej, mięsistej wełny, pokryty srebrną farbą z jednej strony zdobył moje serce. Niestety, cena, jak dla mnie, była dość zaporowa. I zniechęcająca, choć podskórne uczucie gdzieś tam się powolutku hibernowało i czekało na swoje wegetacyjne 5 minut. Owo nadeszło w dniach wyprzedaży w H&M. Taki wielki szal za pół ceny – to jest to! I powód do wydania pieniędzy dobry, i do hołubienia uwielbienia do świecidełek także.
A że przy okazji trafiły mi się jeszcze skórzane krótkie rękawiczki? Wszak chronić ręce zimą to nie grzech, to obowiązek ;))) Pozostałe elementy zestawu jak najbardziej z szafy, same klasyki. No, może poza zegarkiem-broszką (to nie atrapa – działa!) z Glitter, który w tym przypadku posłużył jako nieoczywista spinka do szalika.