To była naprawdę fajna niedziela w mieście. Bieganie po centrum Kato z aparatem, zwiedzanie zakamarków katowickiego ronda (tak, ja wiem jak to brzmi, ale musicie uwierzyć na słowo – to jest rondo wyjątkowe i wielofunkcyjne, z przystankami tramwajowymi, fontanną, restauracją i plątaniną podziemnych tuneli), potem wspólna pizza i duuuużo gadania.
Miałam też okazję ‚polansować się’ w ulubionym filcowym kapeluszu HatHat oraz cudem zdobytych (nareszcie!) platformach Marni dla H&M. Niedziela powinna być dniem kapeluszy i obcasów, choćby przez szacunek i wspomnienie dla Katowic powojennych, z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy spacery po mieście odbywało się w garniturze, a na dworzec PKP chadzało na lody od obwoźnych sprzedawców.