Taki jestem double agent! I czuję się trochę jak James Bond, trochę Mata Hari, bo wszak od ponad roku jesteśmy obie z Leną totalnie wierne beGlossy i żadnych innych pudełeczek nigdy przenigdy nie zamawiałyśmy.
Przyjrzyjcie się dokładnie tym zdjęciom. Co widzicie? Przepiękne opakowania, ciekawy dizajn kosmetyków, kobiece kolory, masełkowatą konsystencję produktów. To Yonelle, polska marka, która od ponad miesiąca zdominowała naszą pielęgnację.
Mamy ostatnio duże szczęście do kosmetyków, które robią co trzeba i nie rozpuszczają się pod wpływem szalonych temperatur za oknem. I choć w codziennej pielęgnacji nadal stawiamy głównie na witaminę C i filtry przeciwsłoneczne, a makijaż odchudzamy do minimum (poza konturowaniem, of course!), odnosimy ostatnio prawdziwe sukcesy łowieckie.
Czujemy lato. Zwłaszcza, kiedy temperatura za oknem zabiera nas na na wyprawy w tropiki, myśli krążą wyłącznie wokół umięśnionych ciał surferów (albo płetwonurków!), a zamiast wody mamy ochotę pić kolorowe drinki z palemkami.
W doborowym towarzystwie 12 blogerek zawitałyśmy w sobotę do warszawskiego studio Cukry na zaproszenie marki Braun. Tam, w ramach kacji #BreakFree promowanej przez globalną ambasadorkę marki, Jessicę Albę, poznawałyśmy tajniki pielęgnacji ciała oraz dbania o pewność siebie i poczucie piękna.
Jakiś czas temu pokazywałam Wam najnowszą edycję pędzli Rose Golden marki Zoeva. Odzew na naszym Facebooku był ogromny, okazało się że wiele z Was marzy, albo właśnie kompletuje swój pędzlowy dream team.
Najmłodsza linia pielęgnacyjna Clarins właśnie się powiększa. O produkt do ust i to dość niecodzienny. Lovely Lip Balm to balsam do ust delikatnie podbijający kolor warg (w kierunku zdrowego, naturalnego różu) oraz nadający delikatny blask.
Ta nazwa co jakiś czas przewija się na naszym blogu i Facebooku. Zupełnie nowa marka kosmetyków, które pięknie wyglądają, jeszcze piękniej pachną, a działają jak żadne inne.
Nie. Nie mamy przerostu ego, a naszą idolką nie jest Doda. Ot po prostu lubimy przechadzać się po Katowicach w koronach 🙂 Powód był zresztą fantastyczny, bo Bless the Mess osiągnął wiek dojrzały (blogi jak koty –
Same byśmy na to nie wpadły, ale ostatnio pod wpisami i zdjęciami pojawiło się kilka komentarzy, czy nie będziemy robić wyprzedaży.
