Luz blues, cekiny, pantery, złoto.
W poprzednim poście Lena opowiadała Wam o tym, w jakich ubraniach czuje się najlepiej, niezależnie od tego, czy są trendy, czy nie.
W poprzednim poście Lena opowiadała Wam o tym, w jakich ubraniach czuje się najlepiej, niezależnie od tego, czy są trendy, czy nie.
Zdjęcia z zaskoczenia. Pożyczonym aparatem. Robione praktycznie o zmroku [ach ten okiektyw 1.4!], jeszcze w mojej asymetrycznej fryzurze. Niewymuszone. Szybkie. Dość nawet zabawne.
Miotają mną skrajne uczucia, kiedy w trendzie pojawia się coś, co bliskie jest memu sercu. Ot, takie kraty choćby. Teoretycznie zawsze „in”, ale czasem potrafią wyjść na plan pierwszy.
Czasy gimnazjum są już bardzo odległe, ale wspominam je z prawdziwym rozrzewnieniem. A powody, dla których „junior high” stał się tematem przewodnim posta są co najmniej trzy.
Gdybym mogła się wybrać na szaloną imprezę, zwłaszcza do Love Shack, to zabranie ze sobą chłopaków z Acid Drinkers byłoby co najmniej pomysłem niezłym.
„When the music’s overTurn out the lights…” Tak śpiewał Jim Morrison. I jakkolwiek uczucia żywicie do tego pana, poety przeklętego, króla jaszczurów, tak pewnie zgodzicie się, że bez muzyki byłoby trudno.
Chyba trzeba stanąć twarzą w twarz z okrutną prawdą – jesień chce zamieszkać u nas na stałe. Nie pomogą posty z ostatnich słonecznych dni i złorzeczenie.
Po ostatnim, mocno rozczulającym się nad sobą postem, postanowiłam, że fotki powstaną wtedy, kiedy będę się czuć garderobowo w 100% usatysfakcjonowana.
Zupełnie nie będzie o serialu, który skądinąd niespecjalnie przypadł mi do gustu (porywała mnie za to wartka akcja ER!), a o sukience dresowej w kolorze szarym.
To nie było postanowienie noworoczne ani żaden tam od dawna planowany ruch. I nawet nie wina przepełnionej szafy ani coraz większych stert ubrań do prasowania piętrzących się na krzesłach (choć przyznam –