Kosmetyki i triki makijażowe, który pomogą ukryć rozszerzone pory

Jestem posiadaczką cery suchej, ale w przeszłości borykałam się z problemami skóry tłustej, mocno trądzikowej, podrażnionej. Po nieszczęsnym trądziku nie pozostało śladu i nawet z trudem przypominam sobie chwile, w których cierpiałam katusze bo pojawiał się raz po raz kolejny „nieprzyjaciel” na mojej twarzy.

Niestety, pamiątki po tamtym okresie są widoczne jak na dłoni – rozszerzone pory. Kumulują się w okolicach policzków i nosa. Dodając do tego skłonności do przesuszeń oraz pękających naczynek, muszę ciągle kombinować z pielęgnacją i kolorówką, by cera stawała się gładka, nawilżona, piękna.

Patent na pozbycie się rozszerzonych porów przy cerze suchej powstał u mnie jako zwieńczenie wielu testów kosmetyków i trików. Na szczęście dla mnie opanowałam do perfekcji sposób na tuszowanie porów. Co ważne – poniższy patent, to wersja wieczorowa lub na długie i wymagające dni. Na co dzień pomijam niektóre kroki. Bo jak to z wiekiem bywa, wady przestają nas aż tak bardzo niepokoić.

Multimaksing na dzień dobry

Przy tak zwariowanej cerze jaką posiadam, nie wyobrażam sobie innej opcji „maskowania” jak właśnie sposób „multi”. O co chodzi? Dokładnie o to, by stosować różne maseczki w tym samym czasie, ale na odpowiednie partie twarzy. I tak na środku czoła i brodzie ląduje lekki peeling (uwielbiam te z Origins), skronie i boki twarzy nawadniam, a policzki i nos traktuję płachtą na rozszerzone pory Benefit Porefessional. W opakowaniu maski znajdujemy płyn i niewielką płachtę. Mnie kapsułka wystarcza na trzy aplikacje, jednak nakrycie jest jednorazowego użytku. Zamiast niego używam zwykłych płatków kosmetycznych i jest w porządku. Płynna maseczka jest ze mną około 20 minut, a jej efekty widać natychmiastowo. Pory są nie tylko zwężone, ale i oczyszczone. Maska, to jednak element pielęgnacji, który serwuję sobie przy ważnych okolicznościach, by nie przesuszyć twarzy.

Kolejnym krokiem jest nawilżanie; i tutaj wybieram lekkie serum oraz krem nawilżający. Jednak zamiast wcierać, bardzo delikatnie wklepuję go na okolice policzków i nosa. Przy cerze suchej konieczne jest nawilżenie, dla mieszanej i tłustej dobre będzie zmatowienie.

Wymazuje pory i dociskam

Primer to mój najlepszy przyjaciel i bez niego trudno wyobrazić sobie walkę z rozszerzonymi porami. Jednak podobnie jak z maską; stosuję dwa primery. Na środek nosa i policzki lądują przyjaciele od zmniejszania widoczności porów (Benefit Porefessional, Smashbox Pore Minimizing, Sephora Beauty Amplifier). Kosmetyki delikatnie wklepuję przy pomocy palców. Jednak to nie koniec! Podczas nakładania podkładu (i tutaj nie jest ważny jaki to podkład; wybieram aktualnego ulubieńca) mieszam fluid 1:1 na ręce z bazą nawilżającą, np. Too Faced Hangover Primer, Smashbox Photo Ready, Laura Mercier Foundation Primer.

I teraz przechodzimy do bardzo ważnego kroku. Aplikacji podkładu i narzędzia. Po pierwsze – podkład z bazą dociskamy do twarzy, zwłaszcza w trudne okolice. Dlatego też uwielbiam beautyblender lub inne gąbeczki (blendery z Douglasa robią świetną robotę!), Jeśli decyduję się na pędzel to nigdy nie będzie to pędzel płaski, języczkowy. Sprawdziłby się na reszcie twarzy, ale nos i policzki lepiej potraktować czymś, co dociska i wprowadza produkt głębiej, aniżeli go rozmazuje. Buzię stempluję, dzięki czemu również kontroluję krycie.

Na szczęście nie mam problemów z zasinieniami pod oczami, więc mój korektor to zazwyczaj lekki rozświetlacz. Nakładam go kilka minut po podkładzie, również dociskając w okolicach nosa i policzków.

Puder, który działa cuda

Od momentu, kiedy moja cera zmieniła się na suchą, okazało się, ze nie muszę bardzo martwić się o puder, a w ciągu dnia rzadko kiedy zaczynam się świecić. Zrezygnowałam z mocnych, matujących produktów na rzecz lekkich pudrów mineralnych. Jednak nie mogłabym utrwalić makijażu i zakryć porów poprzez ich „rozblurowanie” bez pomocy lekkiego, transparentnego pudru. Do moich ulubieńców należy Translucent Powder od Laury Mercier, a także Lock-It Powder od Kat Von D. Im bardziej kosmetyk jest lekki, niewidoczny i aksamitny tym lepiej. Zaczynam właśnie testy kultowego pudru HD od MUFE, więc niebawem coś więcej o tym produkcie.

Cały sekret utrwalającego pudru tkwi w sposobie aplikacji. Tutaj znów stawiam na dociskanie niewielkiej ilości produktu przy pomocy blendera. Absolutnie nie omiatam środka twarzy przy pomocy puchatego pędzla, bo wówczas puder podkreśli pory i zgłębienia. Dociskam produkt do twarzy, a on cudownie miesza się z korektorem i podkładem. Jest to lżejsza technika zapiekania makijażu, ale chodzi w niej bardziej o rozmycie i utrwalenie, a nie rozjaśnienie. No i ilość pudru jest minimalna, a w klasycznym bakingu nie oszczędzamy na pprodukcie, który po kilku minutach wymiatamy z buzi.

Następnie przechodzę do konturowania twarzy przy pomocy kremowych lub pudrowych produktów. Rezygnuję jednak z rozświetlenia pudrami bananowymi czy beżowymi w okolicach nosa i policzków. Wystarcza mi warstwa korektora i transparentnego pudru.

---

Krok na do widzenia

Puchaty pędzel pomaga mi w przypudrowaniu reszty twarzy, ale zamiast pudru wybieram Meteoryty od Guerlain. Mieszanka barwnych perełek tworzy subtelne rozświetlenie i zmatowienie jednocześnie, a przy cerze suchej nie potrzebuję niczego więcej. Jednak nigdy nie koncentruję rozświetlenia w okolicach policzków i nosa; niestety nawet mikrodrobinki nie prezentują się dobrze przy rozszerzonych porach.

Ostatni krok, to lekki fixer. Nie używam mocnych fiksujących produktów, ale tych bazujących na wodach termalnych i mieszance roślinnych, nawilżających składników. Mój hit to niezmiennie MAC Fix+.

---

A Wy, macie jakieś triki, które pozwolą niwelować widoczność porów? Podzielcie się koniecznie!