Oj odzywa się moja srocza natura – błyskotki, błysk w ogóle, nie odstrasza mnie ani przez moment. Dlatego wykorzystałam naturalną skłonność do niebieskości, by pobawić się trochę różnymi odmianami owej połyskliwości. Tej najbardziej oczywistej – widocznej w błyszczącej nici wplecionej w dzianinę tuniki projektu Joanny R. Wodzińskiej, ale także tej subtelniejszej – delikatnie i tylko przy odpowiednim operowaniu światłem mieniącej się na dużym pierścieniu z Mohito (tyle radości za 14,90!), odbijającej światło torebki (także z Mohito) czy pięknym bordowym kamieniu w naszyjniku skomponowanym specjalnie na zimę w Mollie.pl (jest jak zimowy talizman).
Funkcję talizmanu spełniają także bransoletki – czerwona nić z koniczynką (prezent urodzinowy od Doroty, nie rozstaję się z nią od ponad 2 miesięcy) oraz czarna bransoletka z pozłacanym wizerunkiem Buddy z Amesanti. Ta jest o tyle niezwykła, że wykonana z onyksu – kamienia czarnoksiężników. Uważa się że onyks pozwala zagłębić się w siebie i odkrywać wewnętrzną moc. Jest to też kamień samotników, odsuwa wszystko i wszystkich, pozwalając zagłębić się w siebie.
A ja lubię swojego wewnętrznego samotnika, który czasem od tak nie odbiera telefonów, lubi posiedzieć w ciszy najbardziej w życiu czeka na moment, kiedy nic nie będzie robić ‚bo musi’, ‚bo wypada’, ‚bo należy’. Zatem wróżka czy czarownica? Cóż, kota już mam, świecidła też, jeszcze tylko szklana kula…