Wielkie logo na bluzach, torby wytłaczane w logotypy DKNY albo LV, emblematy marki wszędzie gdzie się tylko da – ot, w takich czasach przyszło nam żyć, że równie ważne co i po co mamy ba sobie jest też skąd, od kogo. Przerabialiśmy to w latach dziewiędziesiątych, więc i tym razem przeżyjemy, ale jednak zanim zacznę uprawiać na blogu święte narzekanie na powierzchowne podejście do mody, stylu, zanim zacznę pozować na normalsa i pisać, że jednak być powinno zawsze znaczyć więcej niż mieć, pozwólcie, że oddam markom co markowe.
Ile kosztował zestaw że zdjęcia? Hmmm łącznie jakieś 250 złotych. I to tylko dlatego, że doliczyłam torbę z najnowszej kolekcji Baty (swoją drogą to też fenomen, skórzany shopper za 160 zł). Reszta klasyków z tego zestawu to zdobycze z second handu Vive Profit, po którym buszowałyśmy z Leną 2 tygodnie temu. A cóż to ma wspólnego z miłością do narek. Ano wszystko, gdyż król zestawu, klasyczny jesienno-zimowy płaszcz Marc O’Polo to żywy dowód na przewagę marki nad no name’em. Wykonany z wełny i kaszmiru wygląda i – co najważniejsze- nosi się znakomicie. Ma fason, jest idealnie odszyty, trwały i nie odkształca się po praniu. Nie wiem ile ma kat, bo to produkt z gatunku ‚bezwiecznych’. Fason, krój, skład, wszystko mi mówi, że czas go pokochać.
Czy taka jakość byłaby możliwa bez metki Marc O’Polo? Pewnie tak, ale o ile trudniej byłoby to sprawdzić. A tak, widzę metkę, dotykam tkaniny i już wiem, że będzie dobrze. Bo metka to niem tylko szpan, to przede wszystkim jakość.
Płaszcz Marc O’Polo | jeansy Clockhouse | marynarka Zara | szpilki Pull&Bear | torba Bata
Płaszcz rzeczywiście świetnie wygląda, ale co do markowych rzeczy…Kiedyś w DDTVN jedna ze stylistek (Raczyńska się chyba nazywa) zrobiła eksperyment. Na stole położyła markowe i z sieciówek podkoszulki i dżinsy. Jako ekspert od marek i jakości wystąpił Jacyków (i ktoś jeszcze, ale nie pamiętam kto). Efekt. „Znawca” wytypował świetne gatunkowo rzeczy i zwyrokował, że te na pewno są markowe. Bo materiał…wykończenie…itp. itd. Jak się okazało pomylił się. Zachwycał się jakością rzeczy z sieciówek. Spodnie z tysiaka okazały się gorsze od tych za stówkę 🙂
Fajne spodnie!
Zara, Top Shop, River Island czy Atmosphere – metki trzeba wyciąć, bo gryzą 😉 Płaszcz boski.
P.S. Popraw literówki w tekście.
Inna kwestia to to, że wiele „marek”, które u nas są uznawane za dobre, to w wielu krajach zwykły chłam. A u nas zarobki marne to i koszulka z Zary jest „markową”. O „markach” typu Atmosphere nie wspominając…
Wyglądasz swietnie w tych dżinach 😉
no dziękuję bardzo! 17 ziko a dobrze leżą 😉