Cześć. Mam na imię Ilona i kupuję w Zarze.
To tyle faktów. Teraz czas na interpretację. Zara to w pewien sposób symbol sieciówkowego stylu życia (zupełnie nie rozumiem dlaczego nie bardziej dostępny H&M, ale to tak na marginesie). Przez lata pożądana przez wielu (pamiętacie jeszcze, jak to było gdy w PL nie dało się kupować Zary, Stradiego, Pulla i reszty przez www? Przecież to całkiem niedawno!), nienawidzona przez przeciwników konsumpcjonizmu i podróbek (delikatnie zwanych ‚inspiracjami’ lub ‚reagowaniem na trendy z pokazów’), dla burżujstwa symbol aspiracji do mody popularny wśród tych, których na tę prawdziwą modę nie stać. Wreszcie – Zara jako symbol wyzysku i pracy za miskę ryżu. No właśnie, czym jest Zara? Czy to siedlisko os, czy dowód naszej europejskości, symbol hasła ‚moda dla każdego’. A może pseudoluksus dla Europy B? Zapewne wszystko po trochu. Natomiast najciekawszy jest fakt, że Zara jako taka stanowi w ogóle punkt odniesienia do rozważań o modzie, zakupach, etyce, estetyce, luksusie i demokracji.
Blogerki podobno dzielą się na te, które częściej rodzą niż chodzą do Zary (pozdrawiamy Sarę Ferreirę!) oraz zagorzałe zarofanki (Fatimę też pozdrawiamy!).
Ale przecież większość z nas nie zalicza się do żadnej z tych grup. Większość – wybaczcie dosadność – nie poluje na metkę „Zara” bo niewiele ona dla nich znaczy. Ubrania, owszem, są ładne, ale uszyte z przeciętnej jakości tkanin. I coraz droższe. Dobre w zasadzie wyłącznie wtedy, gdy ilość wydanej gotówki nie ma dla nas znaczenia albo podczas wyprzedaży, gdy ceny stają się nagle przyjemnie niskie. W Zarze kompletuje się basic. Poluje na skórzane buty albo fajne bluzki, czy sukienki. Takie miejskie safari. Nie sprawa życia i śmierci, a powierzchowne hobby. I mam wrażenie, że gdyby podejście do tej marki było bardziej zdroworozsądkowe, Hiszpanie nie sprawialiby tyle kłopotu. Projektantom, pracownikom fabryk w Bangladeszu, klientom.
Bluzka, torebka Zara | spodnie Top Secret | sandałki Gino Rossi | naszyjniki Stradivarius | okulary H&M
Za każdym razem gdy oglądam lookbooki zary jestem zachwycona. Ich estetyka bardzo do mnie przemawia. I chyba na tym plusy zary się kończą…
Zara jest przede wszystkim zbyt droga co do jakości swoich ciuszków. Raz zdarzyło mi się kupić 2 pary spodni, obie pary zawsze prałam ręcznie (bo przecież to zara, szkoda by pralka je zniszczyła). Głupia ja. Potwornie głupia. Po kilku delikatnych praniach w odpowiednich proszkach i płynach spodnie straciły kolor i postanowiły rozciągnąć się w kolanach. Już po pierwszym założeniu wycinałam ze spodni wystające nitki. Jakość jest naprawdę kiepska.To po pierwsze.
Po drugie, ciągle odnoszę wrażenie, że w ubraniach z zary dobrze wyglądają kobiety o dość męskiej budowie ciała. Sprawa tyczy się mniejszych rozmiarów. Ja noszę klasyczne 36, ale jestem niskiego wzrostu i mogę cieszyć się figurą klepsydry. Przymierzałam kilkanaście bluzek, sukienek itp i wyglądałam komicznie. Zarysowane biodra u kobiet z rozmiarem 36 są wrogiem zary.
Zara to zdecydowanie nie mój sklep, ale chętnie wypełniłabym swoją szafę ich skórzanymi torebkami i butami,
Pozdrawiam!
Ps. Wyglądasz świetnie! Sandały bardzo w moim guście.
To ja zaliczam się do grupy, która częściej rodzi niż zagląda do Zary 🙂 Rzeczywiście jakoś mi nie po drodzę z tą marką, ale bez podtekstów ideologicznych. Ilekroć tam byłam ( a jednak!) nigdy nic nie kupiłam, bo ceny są tam jednak za wysokie, a jakość ubrań rzeczywiście przeciętna. Za duży dysonans jak dla mnie.
jesteś okrutna Ilonka! Fati jest na ZAROwym odwyku, a Ty ją wywołujesz do tablicy, no wiesz 😛
a ja w Zarze kupuję jakoś tak coraz mniej… a co do tego, że w Zarze w wyprzedaże, ceny sa przyjazne to bym dyskutowała 😀
Zara jest ok 🙂 Mam kilka ciuszków i nie uważam , że to jakis obciach 😛
No cóż pięknie zazdroszcze