Oglądając wczoraj pierwszy odcinek programu „Woli i Tysio” nie mogłam się nadziwić dwóm rzeczom. Faktowi, że coś tak żenującego w ogóle zostało dopuszczone do emisji o jakiejkolwiek porze na jakimkolwiek kanale (śmiem przypuszczać, że nawet wróżbita Maciej serwuje widzom show bardziej ambitne) oraz poziomowi „dopieszczenia buziuni”, jaki obaj panowie prezentują.

Strona, którą właśnie przeglądasz wykorzystuje pliki cookies. Ich wykorzystanie możesz modyfikować w ustawieniach swojej przeglądarki. Zostawiając komenatarz czy pisząc do nas e-mail, pamiętaj, że Twoje dane są zabezpieczone.
Akceptuj Cookie.
x