Moje USA: o ludziach, i jeszcze raz o nich

Odgrażałam się, że powrócę z opowieścią o tym jak w USA jest. Z mojej perspektywy, oczywiście. Co prawda brakuje mi zdjęć – ekscytujących, pięknych, zapierających dech. Całe wakacje nie zawracałam sobie za bardzo głowy tym jak zatrzymać coś w migawce, bo zwyczajnie wiem, że tam wrócę. Poza tym był to czas bardzo rodzinny, a pstrykanie zdjęć pozostawiłam mężowi. I to jego prace oglądacie.

Każda podróż kształci, nie trzeba przemierzać oceanu by zmienić opinie na jakiś temat, nauczyć się czegoś nowego, poznać ludzi, którzy całkowicie odmienią naszą perspektywę. Ale mimo wszystko jest coś takiego w podróży do USA, że wiele osób dopytuje. Jakoś bardziej, z większym zainteresowaniem. I prosi, by podzielić się spostrzeżeniami, zadaje więcej pytań.

zdjecia z usa (3)
tak sobie mieszkaliśmy
Znajomi na każdym rogu

Wspominałam o tym już w poście o Ulta Beauty, ale muszę powtórzyć i jeszcze raz, mocniej podkreślić – wszyscy napotkani przeze mnie ludzie byli dla mnie życzliwi. Uśmiechnięci, pomocni, pozytywnie nastawieni. Starsza pani, która przepuściła mnie w drzwiach kawiarni, choć to ona powinna wyjść, a ja wejść. Z uśmiechem na ustach powiedziała – bo na dworze jest zimno, chodź się ogrzej. Młoda dziewczyna spotkana na lotnisku, która nie mogła przestać zachwycać się moimi butami, dziewczyna z centrum handlowego komplementująca mój naszyjnik, babcia biegnąca z czapką, która wypadła mi z rąk, staruszkowie z restauracji, którzy usłyszeli język polski i koniecznie chcieli się podzielić informacją, że oni też w Polsce mają rodzinę, i więcej i jeszcze wiele więcej ciepłych, życzliwych słów. Ilość komplementów, które usłyszałam w przeciągu dwóch tygodni równa się liczbie zasłyszanych przez cały rok w Polsce (nie liczę tych blogowych, bo Wy jesteście niezawodni!:). Miałam wrażenie, że uśmiech, powiedzenie sobie „hi” i krótka rozmowa, to coś oczywistego. Z chęcią wdrożyłabym to ciepło na nasze ulice!

Zaskoczył mnie jednak fakt, że takie „small talki” przechodzą w formę nierzadko intymną, także w sytuacjach bardziej formalnych, przy temacie klient-sprzedawca czy kelner-klient. Byłam świadkiem jak starsza pani, sprzedawca bielizny, pyta swego klienta czy wybrana koszulka nocna wiąże się z „wyjazdem we dwoje” w weekend. Pan uśmiechnął się i przytaknął, a wszyscy wkoło wiedzieli, że obcy ludzi pogadali sobie o bzykanku. Kelnerzy, którzy nas obsługiwali dzielili się z nami opowieściami z życia własnego – o tym, że są po szkole filmowej, jaki mają stosunek do alkoholu, czemu nie ożenili się z Polką, jaki typ faceta ich kręci (serio!), że są podobni do znanego piosenkarza…. Co rusz mówiłam kuzynce mieszkającej w USA, że w polskiej knajpie taka rozmowa nie mogłaby mieć miejsca, never ever! A tutaj? Luzik! Po chwili gadacie sobie z kelnerem jakbyście chodzili razem do podstawówki.

zdjecia z usa (14)
bo lubię miasta, ludzi, ruch
A co z tą otyłością?

Kuzynka ostrzegała mnie, że będę zaskoczona ilością osób otyłych, i nie z lekkim nadbagażem, ale naprawdę chorobliwie dużych. Pierwsze dni (włącznie z podróżą samolotem) nie przyniosły szczególnych zaskoczeń. Jednak kilka wizyt w lokalnych marketach i większych sklepach, a także spacery po Chicago troszkę zmieniły mój punkt widzenia. Tak, jest naprawdę dużo ludzi sporych. I wiecie co? Wiele rzeczy rozumiem, ale kiedy młoda dziewczyna, jeszcze wcale nie bardzo otyła, acz spora, wchodząc do sklepu siada na wózek dla osób starszych i robi zakupy podjeżdżając sobie do kolejnych półek, to powiem Wam, że serce się kraje. To bardzo przykry widok, którego również doświadczałam.

Jednak już pierwszego dnia zrozumiałam w czym może tkwić problem – to tańsze jedzenie jest naszpikowane cukrem, chemią, a porcje są olbrzymie. Zamówiony przez nas „chińczyk” mógłby wykarmić z pięć dorosłych osób, a były to zaledwie dwie porcje zupy i drugiego. Zestawy w fastfoodach też były olbrzymie (a do takowych też chciałam podjechać, by zrozumieć fenomen Taco Bell czy Wendy’s). Trzymam mocno kciuki za to, by szybkie i niezdrowe jedzenie nie rozpanoszyło się u nas z taką mocą.

zdjecia z usa (15)
tak – zimno, wieje, zimno
Po prostu „kocham cię”

I na koniec powiem Wam jeszcze, że te dwa ważne słowa padają często. Tak często, że ja nie przywykłam. Mówienie sobie „kocham cię” jest elementem życia. Pewnie są takie rodziny, u których to normalne mówić do siebie kilkanaście razy dziennie „kocham” (i ja z moim mężem używam tego zwrotu w ciągu dnia często), to jednak mam wrażenie, że znacznie rzadziej afiszujemy się z naszymi uczuciami wobec bliskich, także przyjaciół i znajomych. Wyobrażacie sobie, że dwudziestolatek przy kumplach mówi do mamy przez telefon „kocham cię””? Kurczę, jakoś niebardzo… Tam to norma. I nie jest to „odfajkowanie” tematu i zwrot podobny do „na zdrowie” po kichnięciu. Idą za tym emocje i troska, i bardzo mi się to podoba. Choć sama nie umiałabym przejść do podobnego trybu.

Wiąże się to jeszcze z jedną cechą, która będzie dobrą klamrą całego tekstu – w ludziach jest dużo dobrych emocji. Często gratulują, trzymają kciuki, doceniają pracę, mówią o tym, że jesteś w czymś dobra, krzyczą „wow”, widzą szklankę do połowy pełną i dostrzegają w tobie tyle dobrego, ile tobie się nie śniło. I to jest naprawdę świetne! Rozumiem, że w takim miejscu można próbować spełniać amerykański sen.

zdjecia z usa (6)
mój ulubiony koszykarz (urodziny tego samego dnia? przypadek!)

7 komentarzy

  • 8 lat ago

    Uwielbiam czytać o obcych krajach, tęsknię do takich obyczajów u nas 🙂

    • Bless the Mess
      8 lat ago

      ja wierzę, że wszystko w nas się tli i jeszcze zapłonie. tylko musimy być bardziej otwarci!

  • Agnieszka Marinelli
    8 lat ago

    What a great article! Well done Milenko!

    • Bless the Mess
      8 lat ago

      dziękuję:****

  • 8 lat ago

    Ach, zazdroszczę Ci trochę tej podróży. Marzę o wizycie w Stanach, choć to marzenie jest na razie w fazie dojrzewania. Najpierw musiałabym pokonać paniczny i ciągle pogłębiający się strach przed lataniem. Tak czy inaczej, może kiedyś się uda. A może… zrobią jakiś pociąg, który czmychnie nad oceanem i wcale nie będę musiała w ten samolot wsiadać. 😉

    A jeśli chodzi o życzliwych ludzi, to kurczę… chciałabym wierzyć, że w Polsce też są tacy tylko jakoś mniej zwracamy na nich uwagę.

    • Bless the Mess
      8 lat ago

      Agatko, ja wierzę, że w nas jest dużo życzliwości. Tylko jakoś nam dziwnie okazywać ją obcych.

      A co byś powiedziała na podróż Żółtą Łodzią Podwodną?;))))

  • 8 lat ago

    mam podobne przemyślenia po 1,5 miesięcznym pobycie w Stanach. Często byłam świadkiem takich osobistych pogaduszek ze sprzedawcami czy kasjerami w sklepach – nie przeszkadzało mi to, ale rzeczywiście trochę zdziwiło. To samo z „I love You” – jednak czy mówione zbyt często i przy każdej okazji nie zaczyna tracić na wartości? Hmmmm ja wolę rzadziej ale od serca. i już w życiu nie pojadę tam na tak długo. Co Polska to Polska.

Leave A Comment

Strona, którą właśnie przeglądasz wykorzystuje pliki cookies. Ich wykorzystanie możesz modyfikować w ustawieniach swojej przeglądarki. Zostawiając komenatarz czy pisząc do nas e-mail, pamiętaj, że Twoje dane są zabezpieczone.
Akceptuj Cookie.
x