Przetestowałam kultową pielęgnację Drunk Elephant! Było warto?

Bardzo modna i bardzo droga marka Drunk Elephant szturmem podbiła Instagram i Youtube w USA. U nas póki co jest niedostępna (ale to się zmieni – za rok ma ponoć trafić do polskiej Sephory), natomiast kosmetyki DE można spokojnie zamawiać z Wielkiej Brytanii. Bez cła, stresu i kosztów przesyłki.


Dziś podzielę się z Wami przemyśleniami po miesiącu używania kosmetyków Drunk Elephant.


I dam znać, co jest warte uwagi, a co zwyczajnie zbyt drogie.


O Drunk Elephant

Oto marka, która narodziła się z frustracji. Na przemysł kosmetyczny pełen pustych obietnic, na składy kremów pełne uczulających substancji, na udawane formuły pełne silikonów, które zamiast pomagać, szkodziły skórze. Na rynek kosmetyczny, w którym wybór był zbyt duży. Amerykanka Tiffany Masterson przyznaje, że własny brand założyła, bo jej skóra wciąż sprawiała kłopoty, a ona czuła się przytłoczona ilością produktów i obietnicami bez pokrycia.

Zaczęła analizować składy kosmetyków i poszerzać wiedzę o ich działaniu (to tak jak my teraz! ;)). I doszła do wniosku, że w produktach jest mnóstwo składników, które podrażniają skórę i szkodzą jej.

Szóstka podejrzanych

Składnikom tym nadała nazwę suspicious six, czyli podejrzanej szóstki.  Żaden z produktów Drunk Elephant nie zawiera i nie będzie zawierał: silikonów, olejków eterycznych, SLS, alkoholu, filtrów chemicznych, sztucznych zapachów ani barwników.

Co to dla nas oznacza (poza wyższą ceną produktów)? To duże prawdopodobieństwo, że Drunk Elephant nie będzie uczulać i podrażniać wrażliwej skóry. A że w obecnych czasach coraz więcej osób cierpi na różne podrażnienia, kierunek wydaje się sensowny. Dodatkowo, przez brak SLS, silikonów czy alkoholu mamy szansę lepiej pielęgnować skórę unikając przesuszeń i zapychania się porów.

W tym miejscu muszę dodać, że nie wszystkie składniki umieszczone na liście suspicious six są szkodliwe. Lekkie silikony pozwalają np. kwasowi askorbinowemu nie utleniać się w kosmetyku, pełnią też funkcję ochronną. Olejki eteryczne mają z kolei potwierdzone działanie pielęgnacyjne (potrafią koić, nawilżać, działać przeciwbakteryjnie). Więc nie jest tak, że podejrzana szóstka to banda złoczyńców. Część z nich po prostu nie służy wrażliwej skórze.

Cruelty Free

Produkty Drunk Elephant są etyczne i cruelty free. Składniki są pozyskiwane z dbałością o środowisko naturalne oraz godne wynagrodzenie pracowników (co szczególnie ważne przy pozyskiwaniu flagowego produktu marki – afrykańskiego olejku marula).



Pijane słonie

Nazwa marki wzięła się z opowieści o słoniach, które po zjedzeniu owoców z drzew marula zachowywały się jak pijane (owoce fermentują im w brzuchach). Mozna zobaczyć te urocze zwierzęta na wielu filmikach na YT, m.in. tutaj

Opakowania

To, co sprawiło, że o Drunk Elephant mówi i cały światowy YT i Instagram, to nie tylko składy produktów, ale też opakowania. Każdy kosmetyk (poza mydełkami i balsamem do ust) opakowany jest we flakon/słoik typu airless (nie ma kontaktu z powietrzem, składniki się nie utleniają, a ich moc nie słabnie od kontaktu z powietrzem i światłem) w cukierkowych barwach. Serum DE wyglądają jak klocki! Są też bardzo wygodne w użyciu (wykręcane pompki, wyciskane wieczka słoików), zabawne i łatwe w transporcie.

Kosmiczne ceny

Drunk Elephant to kosmetyki, z którymi każda szanująca się beauty guru powinna się pokazać. Nie żartuję! Za oceanem obrosły legendą, są tak samo modne, jak znaczek Gucci na czapce. Także dlatego, że są to produkty drogie. Za krem nawilżający trzeba zapłacić ok. 250 zł, ceny serum to około 350-400 zł, a peeling chemiczny kosztuje aż 350 zł (dla porównania – The Ordinary tylko 30).



Tańsze odpowiedniki

Receptury kosmetyków Drunk Elephant zyskały sławę i naśladowców. Nie wiem czy jesteście świadome, ale np. niektóre kosmetyki The Ordinary to tańsze odpowiedniki DA. Na przykład wspomniany peeling AHA 30% + BHA 2% TO jest odpowiedzią na DA Baby Facial, a olejek marula z The Ordinary jest odpowiednikiem Virgin Marula Drunk Elephant.

Warte hype’u?

Oto jest pytanie! Czy tak drogie i trudno dostępne w Polsce kosmetyki są warte inwestycji i starań, by je zdobyć? Oczywiście najlepiej będziecie wiedzieć, gdy przetestujecie coś osobiście, ale być może moje spostrzeżenia i opinie będą wskazówką, w co warto zainwestować.


Oto produkty, które przetestowałam w ostatnim miesiącu i mam już wyrobione zdanie na ich temat.


1/ C-Firma Day Serum

Serum z 15% kwasu askorbinowego (aktywna forma witaminy C), 30 ml/ok. 250 zł

W teorii to serum na dzień, ale można je też stosować wieczorem. Zawiera wysoką koncentrację witaminy C o udokumentowanym działaniu. Do tego glicerynę, probiotyk, wyciąg z dyni i korzenia lukrecji. Czyli te składniki, które rozjaśniają przebarwienia, rozświetlają i wzmacniają skórę. Serum nawilża, ale nie jakoś spektakularnie. Po jego użyciu zdecydowanie potrzeba jeszcze nawilżającego kremu.

Opakowanie jest doskonałe. Idealnie nieprzezroczyste i airless – witamina C, bardzo wrażliwa na światło i tlen, jest wewnątrz bezpieczna. Serum używam codziennie rano, czasem też wieczorem. Już po miesiącu widzę, że działa. Ma delikatnie żelową konsystencję, barwę jasnego miodu i zapach lekko cytrusowy (ale nie chemiczny). Lepi się do skóry, jak to serum z witaminą C (po tym poznacie dobry produkt bez polepszaczy). Zdecydowanie rozjaśnia przebarwienia i wyrównuje koloryt skóry. Wielu pielęgnacyjnych autorytetów uważa je za jedno z najlepszych serum z witaminą C na świecie i po miesięcznej kuracji rozumiem dlaczego. Zdecydowanie warte uwagi i zakupu.

choć znam jego tańszy i bardziej dostępny odpowiednik (nie tak przyjemny w używaniu, ale także skuteczny). To serum brytyjskiej marki Timeless z 20% zawartością kwasu askorbinowego (dostępne w Polsce w cenie 109 zł na stronie Cosibella, o tu).


2/ B-Hydra Serum

Nawilżające serum-żel z kwasem hialuronowymi witaminą B5, 50 ml/ok. 200 zł

Serum posiadam w pojemności 15 ml, ale wystarczyło na cały miesiąc używania (rano i wieczorem). I  jeszcze sporo zostało. Jest więc bardzo wydaje. To produkt, który na początku mnie rozczarował, a teraz zachwyca. Przypuszczam, że potrzebuje czasu, by pokazać swój potencjał.

Opakowanie jest takie samo, jak w przypadku C-Firma, więc chroni składniki aktywne przed zniszczeniem. Konsystencja to lekki kremo-żel. Delikatny, niemal niewyczuwalny neutralny zapach kosmetyczny.

Dlaczego mnie rozczarował na początku? Bo w tej cenie spodziewałam się bomby nawilżenia. Uczucia wodospadu na twarzy. A nawilżenie jest, powiedziałabym, umiarkowane. Z czasem doceniłam jednak inne właściwości tego serum. I składniki, które za nimi stoją. B-Hydra to nie jest kosmetyk, który dostarczy bomby wody z zewnątrz, ale w czasie stosowania pozwala skórze lepiej funkcjonować. Pięknie łagodzi podrażnienia, wpływa na okiełznanie sebum w ryzach (to pewnie zasługa niacynamidu i ekstraktów roślinnych), wpływa na wygładzenie skóry (ma dodatek enzymów owocowych). Można je stosować pod oczy. Natomiast to serum, nie krem, więc potrzebuje jeszcze warstwy ochronnej (kremu lub olejku), by zatrzymać wilgoć w skórze.

bardzo je lubię i na pewno kupię kolejną butelkę. Cena w stosunku do jakości i pojemności w ogólnie nie wydaje się być wygórowana, skoro produkt powinien starczyć na ponad 3 miesiące.


3/ Lippe Balm

balsam do ust i suchych miejsc na skórze, 3,7 gr/ok. 90 zł.

No cóż, w kategorii ilość do ceny, straszliwie się nie opłaca. Jako produkt na spierzchnięte usta w ogóle się nie sprawdza (jest za słaby). Nawilża, ale nie mocniej niż… masełka The Body Shop. Zdecydowanie nie warto go kupować jako produkt do ust. Chyba,  że jesteście wielkimi fanami marki i chcecie spróbować wszystkiego z DE.

Ostatnio jednak odkryłam drugie zastosowanie tego produktu i tu spisuje się znacznie lepiej. Nakładam go wieczorem na skórę… pod oczami! Balsam jest lekki, więc gładko sunie po skórze. Nawilżenie i konsystencja w tym miejscu jest super. Rano skóra jest nadal gładka i miękka z wyczuwalną warstewką ochronną. Jednak jest w gamie DE coś lepszego pod oczy…


4/ Shabba Complex Eye Serum,

serum pod oczy 15 ml/250 zł

I nie jest to serum Shabba! Bo to jest, moi drodzy, najgorszy produkt DE, jaki mam w kolekcji. Na szczęście tylko w wersji mini (5 ml opakowanie, które właśnie kończę). To serum nie zrobiło dla mojej skóry absolutnie nic. Może odrobinę nawilżyło. Ale tyle potrafi każdy krem czy serum. Niestety nie widzę działania peptydów, ani niacynamidu. Koloryt i zmarszczki pozostały bez mian. Jedyne, za co należy się temu serum pochwała, to absolutny brak podrażnień. Jest faktycznie łagodne.


5/ Virgin Marula

Olejek marula, 15 ml/ok. 150 zł

Olejek marula oferowany przez DA jest to czysty, afrykański olej znany z właściwości ochronnych, łagodzących i nawilżających. Jest bardzo łagodny i ziała zmiękczająco na skórę. Nie jest lejący, jak olejki z The Ordinary, tylko gęsty, lekko żelowy w konsystencji (to cechy samego oleju,  tym produkcie nie ma żadnych dodatków). Czy działa? Tak, zdecydowanie. Jego używanie jest bardzo przyjemne, a nawilżenie odczuwalne od razu. Mozna go mieszać z innymi produktami marki, aby wzmocnić ich moc nawilżającą. Albo nakładać jako ostatnią warstwę. Mnie zdarzyło się go aplikować na całą twarz, albo tylko na miejsca, gdzie wyskoczyły wypryski (ładnie je łagodzi). Natomiast najbardziej lubię go stosować na noc pod oczami (na serum B-Hydra). pięknie nawilża, prasuje zmarszczki, daje komfort skórze i zupełnie jej nie podrażnia.

W roli olejku pod oczy lubię go najbardziej. Jest bardzo wydajny i ma przyjemny, lekko orzechowy, zapach. Dla cer mieszanych nie jest to must have, ale jeśli macie skórę suchą, warto go przetestować.


Czy żałuję zakupu?

Jako posiadaczka wrażliwej cery wokół oczu (łzawią od intensywnego zapachu kremu nawet, gdy jest nałożony na inną część twarzy) oraz skłonności do zapychania się porów czuję, że było warto. Bo te produkty są przeznaczone dla cer z problemami. Gdybym miała cerę normalną lub suchą (ale nie wrażliwą), wolałabym pewnie pachnące kosmetyki z olejkami eterycznymi. Coś równie skutecznego, a milszego w stosowaniu.

Ale pewnie Was nie zdziwię pisząc, że kolejne zamówienie z Drunk Elephant jest już w drodze. Skąd zamawiam? Z Cult Beauty lub Space NK. W obu przypadkach nie płacę za przesyłkę ani cło. Na kosmetyki trzeba poczekać ok. 5-10 dni roboczych.


Znacie Drunk Elephant? Podoba Wam się filozofia marki?


Leave A Comment

Podobne wpisy

Strona, którą właśnie przeglądasz wykorzystuje pliki cookies. Ich wykorzystanie możesz modyfikować w ustawieniach swojej przeglądarki. Zostawiając komenatarz czy pisząc do nas e-mail, pamiętaj, że Twoje dane są zabezpieczone.
Akceptuj Cookie.
x