– No dobra, to na początku coś prostego.
– Chicago?
– Bulls!
– Los Angeles?
– Lakers i Clippers!
– O, kojarzysz też Clippersów? No to może coś trudniejszego.
Indiana?
– Pacers.
– San Antonio?
– Spurs. I uwierz, że jako dzieciak uwielbiałam NBA. A najbardziej kibocowałam, prócz wiadomego uwielbienia dla Byków z Chicago, 76ers i Allanowi Iversonowi.
I tak oto mój ukochany Małżonek został niezbicie przekonany o tym, że koszykówka w mym istnieniu to coś więcej niż dwutakt na lekcji wf. Jako nastolatka oglądałam wszelkiej maści programy tv (także ten z tytułu posta), skróty meczów i ekscytowałam się ligą. Wyłącznie amerykańską, bo wiadomo – jest i była najlepsza. Ku rozpaczy rodzicielki i radości rodziciela zapragnęłam także posiadać strój koszykarski. Ale wówczas nie udało mi się przekonać tej pierwszej, że to najbardziej zdatne odzienie dla małych dziewczątek. I z tego tytułu spełniam swoje potrzeby dzisiaj, podkradam tanki od Męża. A on, jeśli noszę w takim wydaniu, nie ma nawet nic przeciwko.
Ja za to bawię się równie dobrze, bo na piersiach noszę największą gwiazdę koszykarską, która kiedykolwiek stąpała po Ziemi. A i nie tylko po niej. Spotkała się kiedyś również z Królikiem Bugsem w kosmosie i tam rozegrali świetny mecz.
tank Nike Foot Locker | spódnica Romwe | kurtka H&M | naszyjnik Zara | creepersy Sequin |
połączenie bluzki i spódniczki baaaardzo mi się podoba! 😉
Uwielbiam taki styl, a te buty to zaraz Ci sciągnę ze stóp 😛