Lubię małe tajemnice. Najlepsze są te przed mężem (na szczęście nie czyta bloga, więc mogę się przyznać). Lubię wejść do Yes i ot tak sobie sprawić coś małego i ładnego. Mam w szafie takie buty, o których istnieniu on nie ma pojęcia. Piję wino i palę cienkie fajki, gdy on nie widzi. Czasem biorę jakieś zlecenie i projektuję coś sobie nocą, kiedy śpi (jakoś na te biżuteryjne i obuwnicze zachcianki trzeba zarobić, czyż nie?). Podjadam dziecku orzechowe chrupki. Nałogowo oglądam azjatyckie Youtuberki. Nawet do kina zdarza mi się chodzić w tajemnicy. By być chwilę sam na sam ze sobą. I czasem sobie myślę, że choć to głupie i raczej nie wychodzi mi na zdrowie, to potrzebuję nie rozmawiać, nie opowiadać, nie być ciągle razem. Lubię swoje małe rytuały i swoje małe kłamstewka. Pinokio byłby ze mnie znakomity. Pod powłoką czarnego płaszcza i prostych spodni kryje się samolub i kłamczucha. I jakkolwiek jest wiele rzeczy, których w sobie nie lubię, to moje małe secret life daje satysfakcję. Ciekawe, co na to Freud.
A wy macie jakieś tajemnice przed najbliższymi?
Płaszcz Marc O’Polo | sweter H&M | spodnie Mango | botki, torebka Bata | naszyjnik Stradivarius | szal Zara
Nie wiem co na to Freud, ale ja myślę, że każdy powinien mieć swój margines wolności. Dla zdrowotności. Tylko te chrupki…Nie no tu przegięłaś 🙂
Myślę, że jesteś 100% kobietą, a kobiety powinny mieć swoje maleńkie tajemnice, żeby być bardziej intrygujące 😉 Ale chrupki, to rzeczywiście przesada… może surowe marchewki? Też chrupią, a o ile są zdrowsze 🙂
Świetna stylizacja,bardzo mi się podoba, bo na co dzień nosze się prawie tak samo, prawie, bo buty też noszę czarne, za to szale, czapki i torebki są w stanie odmienić całkowicie wygląd.
Pozdrawiam 😉