Lato, można rzec, w pełni. A więc i czas krótkich sukienek, odsłoniętych łydek, szortów. Dla wielu z nas, to także czas wzmożonej depilacji. Więc jeśli tak jak ja, ciągle poszukujesz idealnej metody, może zainteresować Cię mój test. A w nim wszystko o kremach do depilacji, a także te, które najbardziej polecam.
Zacznę jednak przewrotnie – wiem, że tak jak ja, nienawidzicie depilować nóg, rąk, ciała. Kiedyś robiłam ankietę na story i zadałam pytanie jaki element „dbania o siebie” wkurza Was najbardziej i depilacji, to był numer jeden. Że trzeba robić ją tak często, że jest uciązliwa, że są podrażnienia, wrastające włoski, a jednak albo presja, albo własne upodobania, sprawiają, że nie umiecie z niej zrezygnować.
Cóż, że jeszcze nawet w połowie lat 90′ w Polsce, brak wydepilowanych nóg nikogo szczególnie nie dziwił. A zaś już u progu nowego millenium, to był wręcz obowiązek. Gładkie ciało kobiety stało się normą, a włosy zostały uznane za mało estetyczne. Nie będę dzisiaj jednak rozprawiać o narzuconych nam normach. Pogadamy o kremach.
Mój drugi smutny wniosek jest taki – jeśli zawsze miałaś problemy z depilacją kremem – nie mam dla Ciebie dobrych wiadomości. Nierównomierne usuwanie włosków, brak działania na bardzo krótkie włosy, ogólnie – brak pożądanych efektów, czyli gładkich nóg/bikini – musisz się z tym liczyć. Kremy do depilacji nie działają na wszystkich.
I ja jestem tego najlepszym przykładem. Dwa tygodnie prób – grane były nogi, bikini i ręce, by mieć jak najwięcej powierzchni do testów. Z rękami było naprawdę nieźle, nogi i bikini – musiałam kończyć dzieło żyletką. Za każdym razem, z każdym testowanym przeze mnie produktem.
Teoretycznie zatem, żaden z moich kremów nie zdał testu na 100%. Ale mimo wszystko, jestem w stanie wyróżnić lepsze i gorsze produkty. I tym lepszym oddać to, że mam wrażenie, iż te skutecznie usunięte włoski, odrastają jakby nieco wolniej.
Na podium znajdą się dwa kremy do depilacji – Veet Silk&Fresh (135ml/26zł) oraz Eveline Smooth Epil (175ml/9,9zł). Te pierwszy ma w zestawie gąbeczkę do aplikacji (strona miękka) i usuwania włosków (strona szorstka). I to jest tez jeden z jego plusów – bowiem usuwanie plastikowymi łopatkami, które zazwyczaj są w pakiecie z kremami jest mało przyjemne, zwłaszcza gdy ma się wrażliwe nogi.
Krem Veet ma bardzo przyjemny zapach i mogę powiedzieć, że usunął ok.80% włosów na nogach (tych dłuższych, kiedy nie depilowałam się 8 dni). Jeśli masz włoski podatne na chemiczną depilację kremami, przypuszczam, że będziesz z niego zadowolona. Przy drugim podejściu, kiedy miał usunąć włoski dwudniowe, by dać efekt idealnie gładkich nóg – nie powiodło się.
I tutaj wtrącę – żaden z testowanych przeze mnie produktów nie dawał rady takim ledwo odrośniętym włoskom, a także włoskom w okolic kolan.
Drugi faworyt, to żel Eveline Smooth Epil w wersji chłodzącej (dla mnie praktycznie nieodczuwalnej). On na pierwszy ogień dostał bikini, czyli włoskie najciemniejsze i najtwardsze. I znów poradził sobie tak na 80%, nie dał rady włoskom krótszym, czy też przy drugiej turze depilacji nóg.
Jako jedyny z mojego zestawienia nie posiada w pakiecie gąbeczki ani szpatułki do usuwania włosków, co jest dość ważne, jeśli akurat nie mamy takiego sprzętu w domu.
No i co muszę zaznaczyć – nie zgodzę się, by działał po 5 minutach. Kazdy z kremów, który miałam w testach, zmywałam po 10 minutach, a i tak efekty były niesatysfakcjonujące. Nie chciałam jednak przedłużać noszenia kremów, gdyż jeden z nich mnie bardzo mocno podrażnił. Mimo zalecanego przez producenta czasu noszenia.
Żel Eveline ma natomiast mnóstwo dobrych opinii u Was – gdy wrzuciłam informację, że robię taki test, było sporo zwrotek, że to Wasz ulubieniec.
Średniakiem okazał się krem Venus do skóry normalnej i wrażliwej (150ml/12,99). Bardzo dobrze poradził sobie z włosami na rękach, ładnie i gładko schodziły podczas pracy szpatułką lub gąbeczką. I nie było żadnych podrażnień.
Jak wspomniałam wcześniej – nóg nie umiał tak pięknie wydepilować, i mogę dać mu 60/70% skuteczności. Natomiast to jeden z tych, któremu lepiej służyła ostrzejsza szpatułka.
Krem do depilacji Bielenda Vanity Bio Clays (100ml/11,99zł) jest najgorszy pod względem skuteczności. Prawdopodobnie, gdybym zmyła go po 5 minutach (jak sugeruje producent), efekt byłby praktycznie zerowy. Nawet trzymanie go minut 10 nie przynosiło oczekiwanych rezultatów, a w dodatku trzeba było bardzo mocno trzeć gąbeczką lub szpatułką, by ściągnąć włoski.
No i w tym przypadku czułam ten niezbyt przyjemny, chemiczny zapach kremu. Z pełną powagą – nie polecam.
Jednak najgorszym z zestawienia będzie Isana Sensitive (100ml/6,99zł). Zapowiadał się wybitnie – tani, pięknie pachnący, gęsty i na dodatek ze szpatułką. Cóż z tego, jak po kilku minutach bardzo mocno mnie podrażnił. Faktycznie, włoski z ręki były usunięte, ale cóż z tego, kiedy ręka była cała czerwona, swędząca, podrażniona. Stan ten trwał przez około godzinę. I nie należał do przyjemnych.
Ale, że jestem twardzielką, spróbowałam również go na nogach, i tutaj znów zaczęło pojawiać się nieprzyjemne ciepło i zaczerwienienie, więc szybko zmyłam krem, tak naprawdę nie znając jego efektu jeśli chodzi o działanie na włosy. Już do niego nie wrócę.
Szczerze? Bardzo żałuję, że tak wypadły testy. Miałam nadzieję, że kremy zmieniły swoje formuły i faktycznie będę mogła przerzucić się z żyletki na coś mniej „krwawego”. Tymczasem będę używać ich na ręce, albo jak będę mieć więcej czasu (i dłuższe włoski) do pierwszej fazy depilacji.