Premiera palety Norvina Pro Pigment od Anastasia Beverly Hills była dość zaskakująca. Jeszcze nie zdążyliśmy się nacieszyć paletką stworzoną z Jackie Aina, a już trzeba było planować miejsce w kosmetyczce na kolejne dziecko z rodziny ABH.
Naszą kolekcję paletek od Anastasia Beverly Hills znajdziesz pod tym linkiem – są tam wyczerpujące recenzje, swatche i makijaże. I oczywiście opinie, czy warto mieć je w swoich kosmetyczkach.
Dane techniczne
To, jak na razie, pierwsza paleta z serii PRO, i jak wskazuje sama nazwa – na pewno nie ostatnia. Stworzona przez córkę Anastasii – Norvinę, która ma także na koncie klasyczną paletkę cieni ABH.
To troszkę mylące, ale w najnowszej palecie zestawione zostały nie cienie, a przede wszystkim PIGMENTY dla profesjonalistów.
Paletka jest dość lekka, ale bardzo solidnie zrobiona. Dotarły do mnie plotki, że dla niektórych wygląda tanio, ale nie umiem się z tym zgodzić. Dobrej jakości, ogromne lusterko, każdy cień o wielkości 1,8 grama (w klasycznych wersjach jedna wypraska ma zaledwie 0,74 cienia) i ładne wykonanie. Nie mam jej nic do zarzucenia.
Przejdźmy do ciekawych szczegółów, czyli tajemnicy, o której wspomniałam Wam na instagramie. Wiele osób zastanawia się, jak to możliwe, że paletka Norvina Pro kosztuje „zaledwie” 299zł (do kupienia w Sephora), kiedy pozostałe palety są niewiele tańsze, a zawierają nie 25 cieni, a 14.
Sprawa jest prosta – tym razem cienie zostały wyprodukowane nie w USA, a w Chinach. I informację tę znajdziecie na naklejce, która znajduje się na spodzie palety.
To może tłumaczyć, dlaczego dla wielu osób, formuła produktów wydaje się być inna niż dotychczas. Co ciekawe, moje ulubione paletki Obsessions od Huda Beauty, też są produkowane w Chinach, a duże palety Hudy we Włoszech.
Przyznam szczerze, że gama kolorystyczna to dla mnie bajka, bo jak wiecie – lubuję się zarówno w fiolteach i różach, jak i mocnych, neonowych barwach. Nie będę twierdzić, że to najbardzej unikatowe kolory. Ale ich różnorodność trafia w moje gusta. Podobnie jak idea nazywania cieni używając literek alfabetu i cyfr. To ułatwia pracę i komunikację.
- A1 – metaliczny, liliowy kolor z pięknymi drobinami o barwie różu. Piękny jako rozświetlenie kącika oka, a także jako efekt rozjaśnienia np. środka powieki.
- A2 – matowy pigment w kolorze fiołka. U mnie znajduje zastosowanie, jako odcień pogłębiający cień transferowy.
- A3 – matowy pigment w kolorze dojrzałej śliwki. Ładnie się rozciera, także na mokrej bazie.
- A4 – metaliczny cień w kolorze złota z lekkim, miedzianym tonem. Twarzowe, ładnie błyszczące złoto.
- A5 – matowy pigment w odcieniu wibrującego, cukierkowego różu. Doskonała pigmentacja, niesamowity kolor, prosta praca z kolorem – tak, robi wrażenie!
- B1 – matowy pigment w odcieniu liliowym. Jeden z moich ulubieńców, którym pięknie rozetrzemy inne fiolety i podkreślimy dolną powiekę.
- B2 – metaliczny brązowy kolor ze złotymi drobinami. Elegnacki, ale dla mnie – nudny.
- B3 – metaliczny różowy odcień, który skradnie serca wszystkim fankom waty cukrowej i Barbie. Dla mnie – rewelacja.
- B4 – matowy pigment w kolorze chłodnego fioletu. Osobiście wolę cieplejsze odcienie, ale przy takiej ilości fioletów w palecie, jest jak najbardziej na miejscu. Nie jest najłatwiejszy w aplikacji, może robić plamy, ale wystarczy go wklepywać i spokojnie poradzimy sobie z jego nanoszeniem.
- B5 – matowy pigment w kolorze ciemnego, różowego fioletu z mikrodrobinkami. Nie są one widoczne na oku, ale sprawiają, że niełatwa formuła fioletów, prościej się rozciera.
- C1 – doskonały, mocno napigmentowany cień w kolorze białym. Najlepsza biel, jaką mam w swojej kolekcji. Wow!
- C2 – metaliczny cień w kolorze żółtego złota. Wygląda bardzo obiecująco, ale daje piękny błysk dopiero naniesiony na mokro. Szkoda, choć przez to, można użyć go do rozjaśnienia kącika oka.
- C3 – metaliczny odcień różowego złota. Przepiękny, głęboki, cudowny.
- C4 – matowy pigment w kolorze bordowej śliwki. Choć kolor jest ujmujący, to praca z nim nie jest najprostsza i potrafi zostawić plamy.
- C5 – matowy pigment w kolorze palonej, ciemnej kawy. Piękny, ciepły brąz, który uspokaja paletkę.To jeden z tych odcieni, który ABH wychodzi najlepiej!
- D1 – matowy żółty cień, który jest bardzo trudny w swatchowaniu (robi plamy i jest dość suchy), ale za to prosto się rozciera i ładnie gra z pozostałymi kolorami z palety.
- D2 – jeden z mooch ulubieńców, czyli metaliczny błękit z zatopionymi w nim fioletowymi drobinami. Co prawda jego blask widać dopiero, jak zaaplikujemy go na mokrą bazę, to mnie zachwyca.
- D3 – czerwony matowy pigment. Brzmi jak oczywista barwa, ale o czerwień naprawdę trudno! Zwłaszcza o takiej jakości. Bez osypu, o trwałym pigmencie, bez plam. Brawo!
- D4 – matowy, granatowy pigment z delikatnymi drobinami. Doskonały na dolną powiekę! Ja niebardzo umiem budować nim zewnętrzny kącik, ale np. boska misslilith, robi z nim, co tylko chce. Trzeba mieć skillsy, i już!
- D5 – czarny matowy pigment. Jak dla mnie pięknie się rozciera (też na kredkach, jako baza do smoky), trzeba go stopniować, ale nie robi plam.
- E1 – metaliczny brzoskwiniowy kolor, który uwielbiam. I kropka.
- E2 – matowy pigment w odcieniu pomarańczy. Jako transfer, do podkreślania załamania powieki, na dolną powiekę. Świetny!
- E3 – cień musztardowy o matowym wykończeniu. Specjalność ABH, choć przyznam tu bez bicia – wolę wszystkie te żółcie w poprzednich paletkach. Pylą się bardziej, ale rozcieranie nimi to bajka. Ten też jest fajny.
- E4 – neonowa pomarańcza w postaci prasowanego pigmentu. Zdecydowanie mój kolor, prosty w aplikacji i blendowaniu.
- E5 – pigment w kolorze „oxblood” (co za nazwa!). Oto barwa brudnej, brązowej krwi. Choć brzmi niezbyt apetycznie, to na oku robi ładną, ciemną ramę. Troszkę suchy, leciutko się osypuje.
Jak widzicie, nie mam zbyt wiele zarzutów do większości cieni. Zwłaszcza, że w palecie jest ich 25 sztuk. Jetem tym samym bardzo zaskoczona, że Maxineczka i Sylwia Sajchta nie były nimi zachwycone. A dla równowagi w naturze – Jkissa czy Mel Thompson, uważają paletkę za bardzo udaną.
Te różnice zdań sprawiły, że musiałam sprawdzić ją samodzielnie i uważam, że faktycznie jest to paleta dla amatorów mocnych barw (głównie fioletów!) i na pewno… nie dla początkujących. Nie wiem, dlaczego naszym dziewczynom się nie spodobała, bo miały one w swoich dłoniach mnóstwo cieni i pigmentów, ale jeśli kochacie się w takich kolorach, umiecie machać pędzlami, to spokojnie stworzycie makijażowe cuda.