Venus III od Lime Crime, to wizualna rozkosz dla wszystkich miłośniczek różu. Absolutna bogini, choć… Po ostatnim teście Ilony paletki Venus XL (sprawdźcie) wiedziałam, że boskie kolory i opakowanie, to stanowczo za mało.
Jak sprawdza się mniejsza siostra, którą Lime Crime osloganował – Grunge gets pretty?
Różowe, kartonowe pudełko Venus III nie jest zbyt duże, ale za to dość grube. Łącznie dostajemy w nim 16 g cieni (po 2 gramy każdego koloru), w trzech wykończeniach. Koszt paletki to 38 dolary lub 34 funty. I gorąco polecam zamawianie jej poprzez Cult Beauty.
Dlaczego? Bo zakupy kalkulują się najlepiej, a brytyjska drogeria dodatkowo często kusi fajnymi okazjami i wyprzedażami. Dodatkowo – nie ma ukrytych kosztów, przesyłka idzie do nas około 7 dni, a jeśli zrobicie zakupy za 40 funtów, to jest ona gratis.
We wnętrzu różowego kartoniku znajduje się dobrej jakości lusterko. Osobiście podoba mi się ten barokowy, mocno kiczowaty wygląd kosmetyku.
Osiem cieni, które są w kasetce łączy jedno – fiolet. Bez względu na to, jaki kolor wybierzecie, każdy ma fioletową bazę lub drobinkę. Dla mnie to oczywiście zaleta, bo takiej paletki poszukiwałam. Czy dla wszystkich? Pewnie nie.
- Dreamy: matowy, różowo-fioletowy dzień o piękny, głębokim kolorze i hiper mocnym pigmencie. To ten typ różu, który kochają małe dziewczynki i fanki My Little Pony. Mój idealny kolor transferowy.
- Beam: liliowy, półprzeźroczysty, błyszczący cień z różowo-fioletowymi drobinami najlepiej nakładać palcem lub zwilżonym pędzlem. Pięknie odbija światło, choć w samej paletce po kilku tygodniach stosowania nie wygląda zbyt estetycznie.
- Heavenly: wydawałoby się, ze to wyłącznie metaliczne złoto. Jednakże i ono ma fioletowo-różowe tony i nieco większe, brokatowe drobiny.
- Rapture: to faktycznie zachwycający beżowo-różowy kolor o perłowym wykończeniu. Maślany w dotyku, bardzo ładnie podkreśla łuk brwiowy.
- Ecstasy: to matowy odcień oberżyny, który pięknie nadaje się do podkreślania kącika oka i dolnej powieki.
- Paradise: dla wielu pewnie król paletki – wibrujący, błyszczący odcień z modnym efekt ultrafioletowym. Bez dwóch zdań zmienia makijaż w szalone, przyciągające wzrok dzieło sztuki. Nakładając go palcem na korektor, zdecydowanie zwiększymy moc olśniewania. Lubi się trochę osypać.
- Bliss: brzoskwiniowo-różowy odcień, który na fotce wyszedł zdecydowanie zbyt pomarańczowo. Ładnie podkreśla załamanie powieki, a także dobrze rozciera się nim powiekę dolną. Jest dość suchy, ale prosty we współpracy.
- Beloved: metaliczny odcień brązu, z znów z fioletowo-różową nutą. Sprawiający, że paleta nabrała troszkę bardziej uniwersalnego charakteru, bo wraz z Bliss/Rapture/Ecstasy może stworzyć perfekcyjny kwartet do klasycznego, nudziakowego oka (z lekkim fioletem w tle).
Bez wątpienia Venus III to paletka dla fanek jednorożców, dla których będzie ona stanowiła kolejny element kolekcji cieni. Nie jest samowystarczalna (jak choćby brak beżu czy czerni). To zdecydowanie cudeńko do eksperymentowania i bawienia się kolorem. Ideał na koncerty, imprezy. I do udawania lalki Barbie.
Pod względem jakości nie mam jej nic do zarzucenia – cienie mają bardzo wysoką pigmentację, rozcierają się z łatwością (nawet na samej, nieprzypudrowanej bazie), nie osypują się w ciągu dnia i nie tracą na kolorze. Spora gramatura pozwoli się nimi cieszyć przed długi czas.
A do tego Lime Crime ma wyłącznie wegańskie i nie testowane na zwierzakach prdukty. I choć sama marka miała wpadki, jeśli chodzi o obsługę klienta w USA, to my tego nie doświadczymy, poprzez drogerie pośredniczące w sprzedaży, jak Cult.