Czy są na sali osoby, które nie używają różu do policzków? To zdradzę im tajemnicę – jeśli macie ochotę na szybki lifting i odmładzanie w kilka sekund, to… sięgnijcie właśnie brzoskwiniowy róż do policzków. Zaróżowione policzki wyglądają zdrowo, twarz nabiera promienności i my same możemy czuć się jak dorodne jabłuszka.
A jabłuszka z reguły są świeże i młodziutkie. Zupełnie jak Królewna Śnieżka, która na moje oko to chyba nawet nie skończyła osiemnastki. A tak na serio – nawet badania wykazują, że twarz lekko zaróżowiona, to buzia osoby zdrowej, rześkiej, młodej. I taka buzia właśnie przyciąga spojrzenia.
Dzisiaj dwa róże, które spojrzenia przyciągają nie tylko ze względu na piękne kolory, ale i nietuzinkowe mundurki.
Przed Wami ulubione róże sezonu. Chodźcie!
Lody malinowe i brzoskwiniowe
Crystal Garden Blusher od ARTDECO to cacuszko, które przykuje uwagę przede wszystkim fanek klasycznych, twarzowych odcieni różu. W opakowaniu z poręcznym lusterkiem znajdziemy różany puder o brudnej (ale jakże piękniej!) barwie, z której wyłaniają się kwiatowe płatki o nieco jaśniejszych odcieniach. Kosmetyk jest jedwabisty, przepięknie się aplikuje i rozciera, a na buzi pozostawia subtelną mgiełkę koloru. Możemy ją stopniować, więc to produkt, którym nie zrobimy sobie krzywdy, nawet przy „cięższym” pędzlu. Choć rzadko to robimy, to warto zwrócić uwagę na zapach. Tym razem jest to aromat przywodzący na myśl ekskluzywne perfumy.
No i jeszcze słówko o przepięknych
opakowaniach serii Crystal Garden.
Inspiracją do powstania puzdereczka były zimowe kwiaty – ich płatki są nieco oszronione i zmrożone, a wewnątrz pączka zatopione są legendarne kryształki Swarovskiego. Jestem pewna, że ten maluch byłby idealnym prezentem dla mamy i babci, albo starszej siostry. Wszystkich tych dziewczyn, które cenią sobie klasykę. To też niezawodny, uniwersalny kolor, który warto mieć w swojej torebce. Będzie grał z każdym makijażem.
A jeśli tęskno Wam za gorącym słońcem, najlepiej tym kalifornijskim, to nie czekajcie i łapcie w dłoń najnowsze dziecko z serii kultowych róży Benefit. Galifornia, bo tak zwie się ten maluch, to propozycja dla wszystkich tych, którzy kochają brzoskwinię i złoto. Ale! Obiecuję, że nawet fanki stylu Śnieżki (bo takową jestem i ja!), będą urzeczone kolorem jaki powstaje na policzkach po użyciu Galifornii.
Zacznijmy jednak od tego, że róż wygląda fenomenalnie! Psychodeliczne kolory i wzory, uwodzicielska hipiska na opakowaniu, no i oczywiście złote słońce wyrzeźbione na tafli kosmetyku. Aż szkoda zamoczyć pędzelek (ten dołączony w zestawie jest bardzo w porządku!), ale nie można się oprzeć. Brzoskwiniowe szczęście na twarzy wprawia w doskonały nastrój. No i ten zapach – świeże brzoskwinki. Palce lizać!
Pytałyście, czy to produkt, który może zastąpić bronzer.
Tak, ale wyłącznie w kwestii ocieplania
i lekkiego rozświetlania skóry.
W tajemnicy zdradzę Wam, że u mnie nie ma w kosmetyczce brzoskwiniowych tonów, a jedynym różem w barwie nieco „peachy” jest kultowy Orgazm od NARS. I co? I ma silnego konkurenta, bo Galifornia przepięknie współgra z moimi chłodnymi tęczówkami, a złoto zawarte w formule różu zastępuje rozświetlacz. Uprzedzam pytanie – tak, te drobinki są widoczne, ale nadal wyglądają pięknie jako ocieplacz górnych partii czoła czy boków buzi. No i oczywiście na policzkach! Sam róż znajdziecie w Sephorach w sekcji nowości.
No to, który smak lodów wybieracie dla siebie?
Kolorystycznie ten z Benefitu dla mnie ale wyglądem ten z Artdeco bije na głowę 😉