Skoro trafiłaś na ten wpis znaczy, że interesujesz się pielęgnacją. Pewnie masz w domu już jakąś pulę kosmetyków. Pewnie też zastanawiasz się, czy coś jeszcze dokupić. Ile kroków ma Twój rytuał pielęgnacyjny: 3, 5, a może 10? To dużo, czy mało? Ile kosmetyków można mieć, by był fajny efekt, ale też produkty (ani pieniądze) się nie marnowały?
Ja, tonąc w nadmiarze kosmetyków, zadawałam sobie te pytania wielokrotnie. Aż wpadłam na regułę dwóch…
#Skinminimalizm? Nie w erze covidu!
2020 miał być rokiem minimalizmu w pielęgnacji. Eksperci ogłosili koniec wieloetapowej pielęgnacji, azjatyckich trendów. Apotem pojawił się wirus, lockdown i cały minimalzim szlag trafił. Nie zrozumcie mnie źle – skoro pielęgnacja, jako element selfcare, pomaga nam przetrwać trudny czas w życiu, jestem rękoma i nogami na pokładzie. Ale trudno też nie zauważyć, że pielęgnacja zaczęła cierpieć na to samo schorzenie, które rok wcześniej dopadło makijaż: klęskę urodzaju.
Mamy tyle marek kosmetycznych, tyle cudownych, coraz to nowszych składników i formuł, tyle must have w przeróżnych etapach rytuałów urodowych, że trudno nie zauważyć, jak rozrastają się zbiory na łazienkowych półkach przeciętnej fanki pielęgnacji. Zresztą, co ja Wam tu będę opowiadać – same dobrze o tym wiecie, bo nieustannie zadajecie nam pytania o coraz to nowe cudowne serum, tonik kwasowy, czy idealny krem.
Skóra nie przyjmie więcej, niż może.
Chcecie tej pielęgnacji coraz więcej i więcej. Ale! Skóra nie lubi nadmiaru. Przeładowanie składnikami aktywnymi i nadmiar warstw kosmetyków prowadzi do kłopotów: nadwrażliwości, naruszenia bariery naskórkowej, przebarwień, przesuszenia, ataku pryszczy, czy nadmiernego przetłuszczania.
Pielęgnacja od makijażu różni się też terminem przydatności. Palety cieni możesz trzymać dwa lata (albo i 5), a krem średnio 6-12 miesięcy. Im więcej kosmetyków kupujesz (i otwierasz), tym trudniej jest połapać się w terminach ważności i zużyć wszystko na czas.
Otwarte szafki pełne słoiczków i fiolek z kosmetykami dobrze wyglądają tylko na Insta!
W prawdziwym życiu lepiej mieć mniej. Jedną półkę lub szufladę świeżych i dopasowanych do pory roku oraz potrzeb skóry. Jednak w 2021 roku nie oczekujemy od Was postawy pustelników. Lubicie kosmetyki, chcecie je kupować i testować, widzicie jak one potrafią poprawić nastrój czy wzmocnić pewność siebie. Minimalizm nie jest dla Was i ja to absolutnie rozumiem. Chodzi tylko to to, by złapać moment, gdy bieżąca pielęgnacja zmienia się w kolekcję i zamiast cieszyć – przytłacza. O wyrzuconych w błoto pieniądzach nawet nie zaczynam pisać.
Ile mieć kosmetyków, żeby zbudować dobrą rutynę pielęgnacyjną, ale niczego nie marnować?
To jest temat, który mnie osobiście bardzo męczył, bo testuję wiele produktów (taka praca) i muszę się często nagłowić, jak poustawiać pielęgnację, żeby często wprowadzać nowości (o które pytacie), ale nie zmęczyć tym skóry. Olśniło mnie kilka miesięcy temu i przez ten czas sprawdzałam, czy moja teoria sprawdza się w realnym życiu. Bo nie chodzi o to, ile etapów ma pielęgnacja (o tym każdy decyduje sam), ale ile fizycznie mieć produktów w domu. Takich otwartych i gotowych do aplikacji.
Okazuje się, że 2 sztuki z każdego rodzaju to jest idealny balans między wyborem, a rozsądkiem. System ten nazwałam sobie roboczo regułą dwóch i z braku bardziej fachowej nazwy, tak Wam go chciałam przedstawić.
Na czym polega reguła dwóch?
Zasadniczo chodzi o to, by z danej kategorii mieć dwa kosmetyki. Na przykład: dwa do demakijażu, dwa do mycia, dwa toniki, dwa serum, dwa filtry… wydaje się dużo? Mało? Prześledźcie to ze mną na przykładach, a zobaczycie, jakie to jest proste w realu.
Kosmetyki są przykładowe, ale nie bez kontekstu: to moi wybrani aktualni ulubieńcy. Każdy z nich jest super i jeśli poszukujecie akurat czegoś nowego do kosmetyczki, to z tej drużyny na pewno wybierzecie coś #przezblessy.
- 2 kosmetyki do demakijażu: u mnie to płyn micelarny (teraz Basic Lab do cery tłustej i wrażliwej) dostosowania okazjonalnego i na co dzień balsam lub olejek do demakijażu (na przykład genialny, leciutki Yves Rocher rumiankowy).
- 2 kosmetyki do mycia twarzy: na co dzień łagodny żel lub pianka, który mogę użyć do skóry twarzy i oczu, nada się też do dry cleansing (w tej chwili mój wybór to Samarite Supreme Cleanser, probiotyczny żel oczyszczający, bardzo dobry do cer mieszanych i tłustych, żelkowy, ale porządnie oczyszczający), w sytuacjach, gdy mam zapchane pory lub wypryski sięgam po żel oczyszczający z kwasami, szczególnie z salicylowym (bardzo lubię wygładzający żel CeraVe).
- 2 toniki: jeden w formie mgiełki/esencji nawilżającej (w tej chwili jest to kolagenowy booster TonyMoly, świetna bezzapachowa esencja nawilżająca!), drugi kwasowy tonik złuszcający (no nie mogło być inaczej, musi się tu pojawić Jezus w butelce, czyli kultowy Lotion P50).
- 2 ampułki/serum: koniecznie jedno nawilżające, drugie aktywne (mam wiele świetnych na myśli, ale o tym duecie Veoli Botanica jeszcze nigdy nie mówiłam, a są świetne: Focus Pigmentation Essence to serum aktywne z witaminą C, niacynamidem i kwasami AHA, z kolei Focus Hydration jest turbonawilżającym, hialuronowym żelem, który pięknie wypełnia skórę i jest super pod makijaż).
- 2 kremy do twarzy: jeden bardziej nawilżający (na bardziej tłuste partie twarzy lub cieplejsze dni), drugi leciutki i o aksamitnym, fajnym pod makijaż i filtry wykończeniu. Peptydowy Bielenda SupremeLAB nawilża i jest przy okazji kuracją przeciwstarzeniową. Natomiast krem Revolution Skincare to jeden z moich ulubieńców tej marki – świetny lekki krem za nieduże pieniądze.
- 2 kremy z filtrem: jeden miejski, lżejszy, całoroczny (leciutki, delikatnie matujący Oil Free Matte SPF30 Dermatologica to jest sztos dla tłustych cer Proszę Państwa!), drugi z wysoką ochroną, jak najbardziej nowoczesnym zestawem filtrów i najlepiej wodoodporny – taki by nadał się na lato i te dni, gdy spędzamy dużo czasu na zewnątrz (mój ostatni ulubieniec to świetny Melascreen UV Durcay (ochrona SPF50+, bardzo różnorodny zestaw filtrów dający piękne spektrum ochrony, do tego dodatkowe składniki zapobiegające powstawaniu przebarwień. I to wszystko za mniej, niż 50 zł).
- 2 kosmetyki pod oczy: jeden to może być serum lub płatki, w zależności od aktualnych potrzeb (zwykle wybieram płatki, bo mam skłonność do opuchnięć okolicy oczu, ale w tej chwili wybieram bardzo fajne serum nawilżające z peptydami i kofeiną od BasicLab), a drugi: krem (aktualnie Senelle z tego wpisu).
- 2 maski: jedna maska/peeling z kwasami lub maska oczyszczająca (dla cery tłustej, wymagającej oczyszczenia porów w tej chwili preferuję maskę drożdżową BR Masque Vivant), druga nawilżająca (liftingująca z kwasem hialuronowym Bielenda SupremeLAB jest świetna i w rozsądnej cenie).
Niczego nie brakuje, niczego nie jest za mało. Oczywiście #reguła2 to propozycja, którą dostosowujecie do swoich potrzeb. Można z tej listy ujmować, można przesuwać do innych kategorii (nie każdy potrzebuje serum pod oczy, nie każdy używa toniku z kwasami, za to może chcieć mieć większy wybór maseczek). Chodzi o to, by starać się, by nie było tych kosmetyków więcej.
Z moich obserwacji wynika, że ograniczanie się do dwójki w danej grupie pozwala zużywać kosmetyki przed upływem terminu ważności. Ale mieć też na tyle dużo, żeby być na bieżąco z nowościami i móc modyfikować pielęgnację – tak, by potrzeby skóry były zaspokajane, ale bez poczucia, że ciągle z czegoś rezygnujesz.
Jak Wam się podoba Reguła dwóch? Spróbujecie sobie tak pogrupować kosmetyki i poużywać ich przez miesiąc. I dajcie znać, jak idzie zużywanie zapasów!