Nadszedł czas, by pokazać Wam ulubione palety w mojej kolekcji: minipaletkę 6 cieni Bronze Temptation oraz paletę rozświetlaczy Sublime Skin. To, co je łączy to niesamowita jakość oraz przepiękne, wielowymiarowe kolory. Te cienie i rozświetlacze mają tak wyrafinowany efekt i nieoczywisty blask, że niesamowicie trudno oddać ten efekt na zdjęciach. Dlatego sprawdźcie koniecznie filmiki, które dodałyśmy na Instagram (szczególnie story).
W tym wpisie opowiem o paletach, ale też o tym, jak je zdobyć i ile kosztują.
Kosmetyki Pat McGrath – kultowe i drogie?
Na pewno mają opinię jednych z najlepszych, ale też najdroższych na rynku. Często porównuje się je do cieni Natashy Denony. Cóż, duże palety 10 cieni są faktycznie bardzo drogie (495 zł), ale już mniejsze palety, szminki, czy rozświetlacze kosztują mniej więcej tyle, ile inne selektywne kosmetyki na polskim rynku.
Być może etykieta nieprzyzwoicie drogich cieni przylgnęła do nich ze względu na duże marże polskich sklepów online (małe palety potrafią kosztować ponad 300 zł, a duże nawet 700!). A przecież wystarczy zamówić kosmetyki z oficjalnej strony Pat McGrath (tu), aby mieć dostęp do standardowych cen.
Oficjalny sklep podaje je zresztą w złotówkach (Przelewy24), a koszt wysyłki (wysoki, prawie 60 zł) obejmuje przesyłkę ekspresową DHLem (do mnie paczka dotarła w 3 dni!). Warto dopisać się do newslettera, by skorzystać z rabatów (na pierwsze zamówienie, z okazji premier nowości, na Black Friday itd.). I tak, moje zamówienie było ponad 100 zl tańsze i razem z kosztami przesyłki (nie płaciłam cła, ale nie gwarantuję, że i Wam się uda) wyniosło ok. 360 zł.
Opakowania i zawartość palet
Obie palety są wykonane z kartonu, podwójnie zamykane (magnes i dodatkowe zapięcie na gumkę), bardzo mocne i wstrząsoodporne. Przetrwają niejedną podróż. Opakowanie ma jeden minus – kasety nie otwierają się do końca, potrafią się też zamykać w trakcie pracy z cieniami (przynajmniej przez pierwszych kilka użyć), co bywa irytujące. Paleta cieni zawiera lusterko, rozświetlaczy – nie. W każdym opakowaniu jest łącznie 12 gramów produktu (gramatura cienia do powiek: 2 gr, pojedynczego rozświetlacza: 4 gr).
Jakość, jakość, jakość!
Bez zbędnych wstępów: zarówno cienie, jak i rozświetlacze są fantastycznej jakości. To, co w opakowaniu wygląda jak zwykły brązik (albo biały rozświetlacz) już po pierwszych próbach swatchy na ręce okazuje się wielowymiarową grą światła i koloru. Konsystencja zarówno matów, jak i błysków jest gładka. Rozprowadza się pod pędzlem i palcem idealnie – jednolicie, bez żadnych większych drobin, bez podkreślania faktury skóry. Ta konsystencja jest szlachetna, dopracowana, drobniuteńko zmielona. Co ciekawe, maty są wyważone idealnie pośrodku – między cieniami suchymi i napigmentowanymi, a miękkimi i łatwymi w pracy.
Od pierwszego użycia nie ma żadnych problemów z blendowaniem, aplikacją, wydobyciem koloru. Cienie ładnie się łączą, mieszają. Są trwałe.
Sublime Skin Highlighting Trio
Jeśli chodzi o rozświetlacze, to jest to zdecydowanie moja najulubieńsza formuła ever – nie mają koloru, a tylko wielowymiarowy, piękny połysk (na skórze mienią się mikroskopijnymi drobinkami, widocznymi tylko w ostrym świetle), który zmienia się w zależności od kąta padania światła. Żadna Stila, Amrezy czy Fenty nie daje podobnego efektu. I nawet gdybym bardzo chciała, nie mogę za pomocą zdjęć pokazać ich potencjału. Bo, jak widzicie, na fotmach sprawiają wrażenie białych lub lekko złotych.
Najpiękniej wyglądają aplikowane na skórę… palcem. Konsystencja jest dość zbita, dodatkowo produkt podczas prób wydobycia niektórymi pędzlami potrafi się nieco pylić. Więc zamiast tracić rozświetlacz, lepiej po prostu nabrać odrobinę na palet i zaaplikować wprost na skórę (jak rozświetlacz kremowy). Uwielbiam efekt, jaki daje ta metoda aplikacji. Mikroskopijne drobinki idealnie stapiają się ze skórą i tworzą piękne efekty. Te rozświetlacze nie mają koloru, każdy z trio nadaje się do nałożenia na skórę, nie odcinając się od jej naturalnego koloru. Jedna paleta będzie dobra dla wszystkich odcieni skóry.
A najwięcej frajdy daje ich mieszanie – gdy różowy, złoty, brązowy i zielonkawy połysk lśnią razem w słońcu (lub sztucznym świetle). I to jest efekt wyraźny, widoczny, ale nigdy nie przesadzony. Nie wiem, jak Pat sformułowała te rozświetlacze, ale mimo drobinek i kolorowego błysku nigdy nie są zbyt disco.
Mthrshp Sublime Bronze Teptation
Minipaleta cieni to trzy różne formuły: dwa cienie matowe (ciepły brąz transferowy, neutralny ciemny brąz), dwa błyszczące (szampański beż ze srebrnymi drobinkami oraz głęboka zieleń na czarnej bazie z turkusowymi i szafirowymi drobinkami), dwa wielowymiarowe błyski (niby duochromy, ale tak naprawdę mienią się na więcej barw i są bardzo niejednoznaczne). I ta ostatnia dwójka to prawdziwe gwiazdy palety Bronze Temptation!
Spójrzcie na cień Corruption (na swatchu powyżej drugi od góry). Wygląda jak stare złoto, prawda? A w opakowaniu jest to cień fioletowo-winny, w słońcu z kolei mieni się na pomarańczowo, różowo, czasem brązowo.
Drugi wielowymiarowy cień, Provocatrix (na swatchu pierwszy od góry), wygląda w opakowaniu jak kolor szampański, na zdjęciu ze swatchami zmienia się w rosegold, a w świetle słonecznym mieni się na złoto, różowo, srebrno i w kolorze terakoty.
Słabe strony
Nie będę pisać, czy warto mieć te produkty, bo skoro są świetnej jakości i mają ciekawe kolory, odpowiedź jest oczywista. Ale! To nie jest transakcja bez wad. Po pierwsze same cienie w tej palecie są bardzo intensywne, nasycone, dają efekt bardzo wyrazistego makijażu (po raz kolejny to napiszę – efekt na zdjęciach, a ten w rzeczywistości, to dwa różne wszechświaty). To nie jest paleta dzienna, może onieśmielić te z Was, które wolą bezpieczne klimaty nude.
Kolejny problem (nieduży, ale zawsze) to opakowania – piękne i porządne, nie do końca praktyczne. Cena i dostępność też może być wadą. Nawet nie samych palet, ale odstraszać mogą koszty przesyłki i widmo ewentualnego cła.
Jeśli jednak spytacie mnie, czy lepiej polować na kolejne palety ABH czy Too Faced, a skusić się na Pat, bez wahania wybrałabym McGrath. Właśnie dlatego, że te produkty są nieco inne, niż wszystko to, co znamy na co dzień.