Zima to fantastyczny okres na popróbowanie się z nieco cięższymi makijażami. Długie wieczory sprzyjają wszystkim tym, którzy marzą o perfekcyjnych kocich kreskach, dobrze rozblendowanych cieniach czy wielowymiarowych przydymionych spojrzeniach. Obiecuję Wam – im więcej czasu spędzicie na próbowaniu, tym efekty będą bardziej spektakularne.
Dobrym pomysłem na chłodne dni są również wampirze usta. Ja owy trend uwielbiam, niezależnie od pory roku i nastroju. Ale wiem, że dla wielu osób noszenie mocnych kolorów na wargach, nawet podczas imprez, to sztuka. Dzisiaj pokazuję Wam, że kolory wampirze na ustach pięknie podkreśla barwę oczu. I zależnie czy wybierzemy burgundy czy fiolety, to nasz makijaż będzie miał zupełnie inny wymiar.
Oto gorąca piątka vampy lips!

Bordowe jak krew i wino
Mocne uderzenie na początek, czyli usta idealnie wpisujące się w nazwę posta. Bo przecież każda szanująca się wampirza księżniczka marzy o nasyconej czerwonej barwie, która jest niezwykle zmysłowa. Przypomina wino, przypomina krew. Prywatnie jestem wielką fanką wampirzych opowieści, a noszenie matowych, mocno barwionych pomadek jest… bardzo seksowne.
Mój kolor to Black Cassis, a wykończenie pomadki jest matowe, ale formuła nie wysusza ust. Nie zaprzeczam – aplikacja jest dość pracochłonna, ale efekty znakomite. Szminka, prócz magicznego koloru, ma niezwykle piękne opakowanie, naprawdę godne królowej wampirów. Uwielbiam również jej zapach – kojarzy mi się z owocami. Namiętny odcień świetnie pasuje do czarnych jaskółek na oczach.

Syrena zatopiona
Pamiętacie, że po zużyciu sześciu produktów z MAC biegniecie z pustymi opakowaniami do salonu i wybieracie sobie szminkę. Zupełnie za free? To mój ostatni wybór back2mac, czyli roziskrzona pomadka On and On o wykończeniu frost. To lekkie, nieco transparentne wykończenie, ale sam produkt z łatwością możemy multiplikować na ustach.
Kolor kojarzy mi się z syrenim ogonem, i jak tylko nałożyłam go na wargi, to poczułam chęć posiadania go w swej kolekcji. Jest awangardowy, ale prosty w noszeniu bo szminka sunie po ustach, bez problemu nanosimy poprawki. A jeśli zaaplikujemy jedną warstwę, wówczas mamy efekt lekkiego roziskrzenia i nawilżenia, które potęgowane jest przez zielonkawe drobiny.

Rozgniecione maliny
Wampir, ale w nieco grzeczniejszej postaci? To efekt koloru Pinky Mauve, który przypomina mi barwę rozgnieniocnych malin z odrobinką śmietanki. Pomadka ARTDECO jest fajnym rozwiązaniem dla osób, które nie przepadają za klasycznymi, mocnymi matami. Mimo, iż wykończenie nie jest błyszczące, to formuła zdecydowanie przypomina krem. Jeśli nie znacie pomadek ARTDECO, ale kojarzycie wykończenie amplifield z MACa, to mniej więcej tego możecie oczekiwać.
Malinowe usta to propozycja dla tych, którzy chcieliby zrezygnować nudziaków, boją się czerwieni i nie mają ochoty na róż w stylu lalki. Malina jest dziewczęca, słodka i pięknie wygląda z rumianymi policzkami. A ta, dodatkowo, pachnie słodkim puddingiem.

Atak fioletu
No i mamy jeszcze dwie rebeliantki w kolorach fioletu. Maniac, pochodząca z serii Smashbox Be Lgendary, to mocna śliwka. Pozostawia na ustach kremowe, przyjemne wykończenie. Jak sami widzicie – usta nieco lśnią, są wilgotne. Uprzedzam jednak, że to również dość trudny produkt w aplikacji. Wymaga cierpliwości, dobrego zaznaczenia konturów i najlepiej kredki, którą obrysujecie usta. To również zapobiega wydostawaniem się koloru poza kontury.
Na dokładkę jeszcze matowa pomadka Rouge z Sephory, która zaskakuje trwałością i jakością, w stosunku do swej ceny. Bez rabatu to 45 zł, ale sami wiecie, że bez trudu znajdziecie zniżki -20%. Barwa the way I am to odrobinę jaśniejsza śliwka, ale o zdecydowanie matowo-satynowym finiszu. W swej kolekcji mam dużo matowych pomadek z Sephory i wiem jedno – przy codziennym noszeniu mogą wysuszyć wargi, więc na noc konieczne jest silne nawilżanie olejkami. Kolor się ładnie zjada; bardzo równomiernie.
A teraz pytanie do Was – które wampirze
usta podobają się Wam najbardziej?
