Od wczoraj w Polsce można kupić paletki Huda Beauty Obsessions. I warto się spieszyć, bo znikają w zastraszającym tempie!
Jeśli zaglądasz do nas regularnie pewnie już wiesz, że cienie Huda Beauty to jedne z naszych ulubionych. Bardzo dobra formuła matów, piękne błyski i… tylko jedna wada – wysoka cena. Dlatego wieści o powstaniu mniejszych i tańszych wersji przywitałyśmy z radością i swoje paletki z serii Obsessions kupiłyśmy już w dniu premiery w Wielkiej Brytanii. Palet używamy od ponad 2 tygodni i możemy się już podzielić wrażeniami.
Huda Beauty Obsessions
seria 4 minipalet cieni do powiek: warm brown, smoky, mauve, electric. 9 szt w op./129 zł, dostępna online (klik) i w Sephorach.
Zacznijmy od informacji praktycznych. Paletki są małe (wielkości pudru w kompakcie), ale każdy z 9 cieni waży ponad 1 gram (łączna gramatura palety to 10 gr). Mimo kieszonkowego rozmiaru jest to pełnoprawna paleta cieni, której rozmiar zupełnie nie przeszkadza w codziennym użytkowaniu. Palety mają nawet lusterka! Mini format to także niższa cena. 129 zł w cenie regularnej to najniższa cena w historii marki. Dla porównania – fioletowa Desert Dusk (18 cieni) kosztuje 279 zł, a Rose Gold (także 18 cieni) 319 zł.
Trudno się dziwić, że palety tak szybko znikają z Sephor, skoro mają dobre ceny, modne kolory i uwielbiane przez instagramerki logo Huda Beauty. Na pewno jesteście ciekawe jakości i porównania tej aplety do wcześniejszych. Nie zmartwię Was – cienie są tak samo dobre. Maty nadal trwałe i łatwo się blendujące, błyski mocno połyskujące i trwałe.
A ponieważ akurat te palety, które mamy my, są jeszcze dostępne w sprzedaży (tu) – możecie zobaczyć, jak wyglądają na człowieku i sprawić sobie identyczne.
Paleta Electric
Może się wydawać, że to paletka dla profejsonalistów. Ewentualnie fanek jednorożców. I owszem, bardzo kolorowe looki aż proszą się o zmalowanie. Jednak w otoczeniu spokojnych brązów, każdy cień z „elektrycznej” palety może być barwnym dodatkiem, nawet do dziennego makijażu.
Spośród całej dziewiątki cieni najgorzej sprawuje się czerwień; najmocniej się osypuje i jest dość sucha, tuż za nią znajduje się głęboki turkus. I choć zabrzmiało, jakbym trafiła na bubla, to wyprowadzam Was z błędu; owszem te cienie są najdelikatniejsze, ale ich intensywna barwa, proste rozcieranie, łatwość łączenia się z pozostałymi kolorami, plasują je na wysokich miejscach w mojej kolekcji. Zwłaszcza, że barwy są unikatowe.
Cienie o metalicznych wykończeniach w dotyku przypominają masełko (jest ich trzy), dają na oku potężny błysk, i nawet lazurowy błękit zaczyna być inspirujący, a wydawało się, że najmniej przypadnie mi do gustu. Nałożony na dolą powiekę doskonale podbija kolor tęczówki.
Chcecie poeksperymentować z kolorem? Spodoba się Wam!
Paleta Warm Brown
Nie tak unikatowa i – obawiam się – nie aż tak napigmentowana, jak electric, Warm Brown zdecydowanie wpisuje się w trend na ciepłe odcienie w codziennym makijażu. Powiedziałabym, że jest tańszą alternatywą dla Naked Heat, dobrą pierwszą ciepłą paletą, paletą dla wielbicieli matowych cieni (z 9 kolorów, tylko jeden jest błyszczący) albo podręczną paletką podróżną. Kompozycja kolorów bardzo przemyślana. Mimo niewielkiej ilości cieni można zrobić klasyczne brązowe smoky, makijaż brzoskwiniowy, rudy, fioletowy i w tonach ciepłej czerwieni. Kolory łatwo się blendują i ładnie mieszają ze sobą na powiece.
Mam z tą paletą tylko dwa problemy. Pierwszym jest zbyt ciemny beż (rozumiem, że w domyśle produkty Hudy są dla kobiet o średnim odcieniu skóry, ale mimo wszystko szkoda), drugim zbyt mało napigmentowany ciemny brąz.