Każdy ma jakiegoś bzika… ja tam jestem kociarą.
Rozczulają mnie różowe nosy, odstające uszy i cieniutkie wąsy. Odkąd tylko oderwałam nogi od podłogi, ganiałam za kotami. W domu kot być musiał. Z pierwszą kotką Kiką przeżyłam lat 12. Do dziś się zastanawiam, jakim cudem obdarzała mnie miłością po wszystkich fundowanych przez kilkuletnią mnie męczarniach (zawijanie w koc, wożenie w wózku dla lalek, obsesyjne noszenie na rękach i inne głupie pomysły, które dla każdego kota muszą być potwornością). Potem były dwa kolejne koty, aż do pełnoletności. I dwa kolejne na studiach, zaraz po studiach. Teraz Tosia, pierwszy kot małżeński, który powiększył naszą podstawową komórkę społeczną.
Wszystko, co ma wąsy, uszy i potrafi mruczeć jest dobre 🙂 No dobra, nawet jeśli mruczeć nie potrafi. Wystarczy, że ma zarys uszu – jak ta koszulka ze zdjęć z wydżetowanym zarysem kociego łebka – moja pamiątka z Londynu. A do niej dobrany duży pierścień (boski! z Blink-Blink), kurtka z sh i ulubione szare koturny. Do tego przydymione oko wykonane naturalnymi mineralnymi kosmetykami Era (właśnie testujemy całą ich linię do makijażu, dobrze się zapowiada!) Ach no i oczywiście jeansy, te też mają ciekawą historię.
Pamiętacie naszą wycieczkę do siedziby Patrol Jeans? Niesamowite, że jeansy, które pamiętamy jeszcze z lat nastoletnich są nasze, śląskie. Projektowane w Katowicach 🙂 Jest więc sentyment, lokalny patriotyzm ale nade wszystko poczucie, że ‚patrolowcy’ wykonują kawał dobrej roboty. Jeansy dobrze się układają, są ładnie wykończone (tego nie widać na foto, ale w środku są całe w lamparcie cętki!) i mają ładny, soczyście błękitny kolor. Prawdziwe blue jeans. Śląskie!