O tym, że uwielbiam buty za kolano wiecie od dawna. Noszę od kilku sezonów, są moim synonimem rockowych, acz bardzo kobiecych butów. Tym razem jednak dałam im szansę na pokazanie się w zupełnie innej odsłonie. Nie z krótkimi szortami, nie ze skórzaną ramoneską, ale… Jako element eleganckiej stylizacji. Cóż – wydaje się to niemożliwe, ale i w takiej odsłonie sprawdzają się doskonale. Choć całkiem niedawno udowodniałam, że można je nosić także w wersji sportowej (klik) lub miksując je z hitami stylu ulicznego (klik). Powiem Wam szczerze – prócz glanów i martensów, które za dzieciaka były moim stałym elementem munduru, nie znam bardziej uniwersalnych butów dla siebie. Czy ktoś podziela równie mocno ten zachwyt?
Nie tylko dla leciwych
Wiecie z czym kojarzyło się ponczo? Oczywiście z Sancho Pansa. A także, ze starszymi paniami, brytyjskimi guwernantkami oraz stałymi bywalczyniami fashion weeków. W tej gromadzie nie znajdowałam miejsce dla siebie. I dziwiłam się skąd taka dobrowolna chęć zamiany płaszcza czy skórzanej kurtki na kawałek materiału. Człowiek jednak mądrzeje poprzez doświadczenie. Założenie na siebie ciepłego, otulającego kocyka pozwoliło mi wejść w skórę fanek wszelakich poncza. Ono faktycznie sprawia, że człowiek jednocześnie staje się bardziej elegancki i jednak wyluzowany bo zakryty. Mieszanka doskonała! A niedowiarkom polecam spróbować – idealne rozwiązanie na jesienne spacery.
Ponczo, granatowa sukienka Essa Trends / torba Gino Rossi / buty McArthur /
celebrytki butik Prince