Coraz więcej na polskim rynku rodzimych kosmetyków, które zadowolą nawet najbardziej wytrawnych #skincarejunkees. Mają świetne składy, piękne opakowania, są innowacyjne, nowoczesne. I nie ustępują jakością ani koreańskim, ani zachodnim kosmetykom z wielkich koncernów. Wśród polskich kosmetyków coś dobrego znajdziecie w zasadzie na każdej półce cenowej. Dziś przedstawiam te, których używałam i pokochałam w ostatnich miesiącach.
Są tak bardzo dobre, że aż trudno uwierzyć!
1/ Element
Kosmetyki marki Vis Plantis, seria z filtratem śluzu ślimaka, serum do twarzy (49 zł) i pianka do mycia (25 zł), kupisz TU.
Uwielbiam kosmetyki ze ślimakiem, bo naprawdę działa na skórę. Nawilża, łagodzi, wygładza, przeciwdziała zmarszczkom. Do tej pory używałam koreańskich kosmetyków ślimakowych (Benton, Mizon). 2 miesiące temu przerzuciłam się na Element (Vis Plantis). I jestem bardzo zadowolona z tej zmiany! Składy preparatów są fantastyczne, działanie łagodne ale skuteczne. Cena ponad dwukrotnie niższa, niż u koreańskich braci!
Kremowa pianka do mycia twarzy ma idealną konsystencję i jest mocno nawilżająca. Świetnie się nadaje zarówno jako 2 krok w podwójnym oczyszczaniu, jak i solo o poranku. Ma delikatny zapach, który nie podrażnia skóry wokół oczu (i można ją z powodzeniem stosować też w tej delikatnej okolicy).
Z kolei serum do twarzy z filtratem śluzu ślimaka po prostu kocham! Ma aż 84% czystego filtratu ślimakowego (to więcej, niż kultowy Mizon!), superdelikatną żelowo-mleczną konsystencję i neutralny, ledwo wyczuwalny zapach (znów ukłon w kierunku cer wrażliwych). Przede wszystkim wspaniale działa na skórę! Bardzo mocno nawilża, uelastycznia, lekko napina skórę. Przy dłuższym stosowaniu pomaga usuwać blizny potrądzikowe. Jak widzicie, kończę pierwsze opakowanie, ale na pewno będzie powtórka.
2/ Mafka
Olejek do demakijażu (od 49 zł) oraz krem do twarzy (45 zł), odpowiedni dla cer wrażliwych, kupisz TU
Zacznę od tego, że olejek Mafka to była miłość od pierwszego użycia! Nie znam lepszego olejku do demakijażu wrażliwych oczu.
Olejek można stosować na dwa sposoby:
- jako pierwszy etap podwójnego oczyszczania (tu wpis-instrukcja) – rozprowadzamy około 5 pompek w suchych dłoniach, masujemy twarz przez około minutę, zmywamy ,
- jako olejkowy płyn do demakijażu oczu – nakładamy olejek na suchy wacik i zmywamy makijaż identycznie, jak każdym micelem czy płynem do demakijażu.
To jest jedyny olejek, który mogę rozprowadzać na skórze wokół oczu dosłownie na otwartych powiekach. Choćbym sobie go przypadkowo wsadziła w oko (co się zdarzało nie raz!) nic nigdy nie zaszczypało, nie było zaczerwienienia ani tego dziwnego uczucia mgły przed oczami. Żeby być skrupulatną: nie jest dla każdego. Cery tłuste mogą nie polubić filmu, jaki po sobie zostawia (nawet po usunięciu resztek rękawicą). Za to dla suchych i dojrzałych będzie wspaniały.
Jeszcze dwa słowa na temat kremu funkcyjnego. Jest to produkt regenerujący, łagodzący, z dużą zawartością naturalnych olejków (migdałowy, pomidorowy) i witaminą E. Krem pięknie pachnie lawendą i ziołami. Jest lekki, ale dość treściwy. Przetestowałam jego moc łagodzącą na skórze swojej i męża podczas wakacji w Andaluzji. I oboje potwierdzamy: pięknie łagodzi podrażnioną słońcem i kąpielami morskimi skórę. I bardzo szybko pomaga się jej zregenerować.
A wiecie co jest w tych kosmetykach najfajniejsze (poza opakowaniami)? Ludzie, którzy je tworzą! Dwie przyjaciółki, farmaceutka i blogerka (Monika, Żurnalistka). I jestem pewna, że w każdym słoiku i butelce Mafki jest część serduch obu dziewczyn!
3/ Veoli Botanica
Naturalne kosmetyki do twarzy i ciała (u mnie emulsja myjąca 49 zł, maseczka 69 zł), do kupienia w sklepach zielarskich i online TU
Tak naturalne, tak polskie i z tak pięknym przesłaniem, że lepiej się chyba nie da! Wyobraźcie sobie, że wszystkie składniki, których używa marka Veoli są roślinne, ekologiczne i… są pozyskiwane tylko z polskich roślin. Dlaczego aż tak nas to cieszy? Bo polskie zioła, czy oleje są zdecydowanie zbyt mało znane i niedoceniane. Tymczasem nie ustępują skutecznością modnym superfoods.
Mleczna emulsja do mycia twarzy jest ultradelikatna i bardzo nawilżająca, choć zupełnie nietłusta. Świetnie radzi sobie z usuwaniem zanieczyszczeń (a nawet lekkiego makijażu) i naprawdę łagodzi skórę. To cecha, która przyda się zarówno cerom naczynkowym, suchym (skłonnym do podrażnień przez pocieranie, albo i samą wodę), a także tłustym i trądzikowym (w składzie jest witamina B i ksylitol (antybakteryjne, przeciwzapalne działanie). Owies, nagietek, rumianek, panthenol łagodzą, a kwas mlekowy dba o przywrócenie korzystnego PH skóry. Świetna receptura!
Moim ulubieńcem została też maseczka-gommage – bardzo pomysłowa hybryda pomiędzy maską oczyszczającą, nawilżającą, a peelingiem. Można ją nakładać cienką warstwą i rolować jak peeling enzymatyczny, albo nałożyć obficie i po kwadransie zmyć wodą. I to daje dwa różne efekty na buzi! Rolowanie maski daje efekt wygładzenia, a po zmyciu wodą buzia jest nawilżona, jak po klasycznej kremowej maseczce. W każdym przypadku delikatnie rozświetlona. I pory wyglądają lepiej – to pewnie zasługa glinki.
4/ Bielenda
mgiełka (19 zł) i maseczka (16 zł) z serii owocowej, kupisz w Rossmannach, a online TU
To marka, którą znają wszyscy. Ale idę o zakład, że nie mieliście pojęcia, jak się ostatnio zmieniła Bielenda pod względem składów i innowacyjności swoich produktów. Ta dwójka oraz serum z TEGO wpisu są dowodem, że w bardzo niskich cenach też można kupić dobre polskie kosmetyki.
Mgiełka nawilżająca z aloesem i kokosem to woda tonizująco-odświeżająca, którą polubiłam o wiele bardziej, niż popularną kokosową Miyę. Bardzo dobrze nawilża, odświeża, lekko chłodzi. Pięknie pachnie. Rozpyla się mocnymi, zdecydowanymi kropelkami średniej wielkości. Nadaje się do stosowania jako poranny tonik. Ma aż 200 ml pojemności, zawiera wodę kokosową, aloes i kwas hialuronowy.
Z kolei żelowa maseczka Juicy Jelly Mask to maseczka rozjaśniająco-złuszczająca z enzymami ananasa. Działa jak delikatny peeling enzymatyczny, nawilża i wyrównuje koloryt cery. Jest bardzo, bardzo przyjemna w użyciu i pachnie jak galaretka tropikalna! To lekki, świeży żel – podobny do masek Petera Thomasa Rotha (tylko zamiast 200 zł płacimy niecałe 20 ;)).