Dziś rano dotknęłam denka swojej pierwszej maseczki Lush, więc postanowiłam podzielić się opinią o niej od razu, póki jeszcze wszystko pamiętam 😀
Pierwszy raz w Lush
Tym flagowym, na Oxford Street. Zakupy bardzo skromne (tylko jedna, tytułowa maska) ale wrażenia oszałamiające. Po pierwsze: wystrój. Ilość kosmetyków ogromna, wszędzie pięknie pachnie mieszaniną masek, kul kąpielowych i mydełek. Salon jest bardzo przestronny i chyba nie ma takiej możliwości by nie znaleźć tam czegoś dla siebie. Oczywiście to, co wyróżnia Lush to składy i sposób przygotowywania produktów. Filozofia marki zakłada, że kosmetyki są naturalne, świeże, przyjazne weganom, robione ręcznie i pakowane tak, by pudełeczka dało się wykorzystać ponownie. Dlatego kupując w Lush mamy pewne dodatkowe bonusy, ale także ograniczenia co do użycia produktów i opakowania.
Produkty Lush są wyjątkowe i wymagają wyjątkowego traktowania
- Warto przestudiować składy produktów, podaje je także obsługa przed wyborem. To dlatego, byście wiedzieli, co w danym produkcie działa i że skład jest naturalny.
- Na każdym opakowaniu znajduje się naklejka z wizerunkiem i imieniem osoby, która wykonała dany produkt oraz jego datę przydatności do użytku. To szczególnie ważne w przypadku świeżych produktów, bo mają krótki okres przydatności.
- Opakowania z recyklingu. Pudełeczka są wykonane z przetwarzanego plastiku. Producent zaznacza, by po wykorzystaniu produktu użyć ich ponownie albo oddać Lushowi do przetworzenia.
- Bonus za ekopostawę. Zbieranie pustych opakowań Lush się opłaca, gdyż za każde 5 przyniesionych do sklepu słoiczków można wybrać sobie maskę gratis.
- Nie kupuj w ciemno. Kosmetyki można wypróbować na miejscu, a obsługa z ochotą pokaże Wam co potrafią produkty Lush i dobierze odpowiedni wariant dla różnych potrzeb i typów skóry.
Lush niedostępny w Polsce, ale…
Konsultantka, która dobierała mi maskę (chciałam czegoś mocno oczyszczającego, miałam wykonywane na dłoni minizabiegi Prince of Darkness i Cup od Cofee – ta ostatnia jest bardziej peelingiem, niż maską, choć obie eksfoliują świetnie) była zaskoczona, że w Polsce nie mamy jeszcze Lush stacjonarnie, ani nawet e-sklepu. Ale sprzedała patent na zamawianie ulubionych produktów. Okazało się, że można zamawiać przez brytyjski sklep on-line, po prostu przy finalizowaniu zamówienia wybierając opcję przesyłki międzynarodowej. Sprawdziłam, działa. Szkopuł jest jeden – to usługa płatna – koszt wysyłki 7,95 funta. Sporo, ale zamawiając więcej lub kupując w kilka osób i dzieląc koszty, można przeżyć, bo same produkty nie są bardzo drogie (kule za niecałe 4 funty, żele oczyszczające ok. 7, maski 7-8 funtów).
Prince of Darkness – recenzja maski oczyszczającej
Czarna jak węgiel glinkowa maska oczyszczająco-złuszczająca ma w składzie i węgiel i lawendę, do tego sól morską, glicerynę i cytrusy. Dlatego oczyszcza, peelinguje, ale też nawilża i działa antyseptycznie. To produkt świeży, więc musi być przechowywana w lodówce i zużyta w ciągu 3 tygodni od otwarcia. Maska sprawdzi się zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Opakowanie 75 ml kosztowało ok. 7 funtów i zdecydowanie wystarcza na 6 aplikacji (nie żałowałam sobie ilości) na twarz i szyję. Aplikujemy, pozostawiamy na 10-15 minut a potem zmywamy masując twarz (mikrogranulki zrobią dodatkowy peeling). Buzia jest idealnie czysta, gładka, napięta. Jedyny problem – trzeba ją bardzo dobrze zmyć, bo maska jest naprawdę czarna i niedomyta pozostawia na twarzy… szarą poświatę. Wtedy buzia wygląda na zmęczoną. Dlatego by mieć pewność, że maska jest zmyta do zera, przecieram buzię jeszcze tonikiem oczyszczającym. To potęguje efekt idealnie czystej buzi. Jeśli lubicie i potrzebujecie porządne oczyszczanie, Prince Of Darkness będzie idealna.
Z lekkim opoznieniem, ale jesli chodzi o LUSH to na serio jest SUPER marka. Tam gdzie mieszkam (Polnocne Wlochy) sa sklepy tradycyjne (najblizszy 50km ode mnie) i mozna tez zakupic przez internet. (https://www.lush.it/). Powyzej 90EUR dostawa gratis, a biorac pod uwage NIEnajnizsze ceny, szybciutko sie te 90EUR osiaga! LUCKY ME! Jak narazie uzywam tylko plynow pod prysznic i tradycyjnych mydel (od nich zaczeli…), ale niewatpliwie godne polecenia. Acha,,,to jest moj pierwszy wpis, nie tylko na BLESS THE MESS, ale w jakimkolwiek blogu! Mam nadzieje,ze „jakos” to wyszlo! Lena & Lona! Jesli chcecie mnie uczynic wyslannikiem specjalnym na (Polnocne) Wlochy…to do uslug!
a ja mam wieści od kuzynki z USA, że nasz polski Organique jest fajniejszy niż Lush!
Ale myślę, że ilość lushowych produktów jest tak oooogormna, że trudno wyrokować na podstawie zaledwie kilku;)
cheeeeetnie byśmy przyjęły markę w Polsce! Także zazdrościmy!
no i oczywiście mooocno pozdrawiamy Italię:******
Lena
LUSH – rzeczywiście, ilość produktów jest porażająca, ale i tak jak to w kosmetyce bywa, trzeba sprawdzić na własnym przykładzie nawet te super i hiper. To co jest fajne w LUSH to ich filozofia firmowa (ograniczanie opakowań, ciągłe szukanie nowych form i kształtów ). ORGANIQUE – dzięki za podpowiedź. Firmę kojarzę. Niedaleko mojej warszawskiej bazy jest nawet sklep firmowy. Podczas następnej polskiej wyprawy – wpadnę. Na pierwszy rzut oka (strona internetowa ) wygląda zachęcająco ?
Marzy mi się wypróbować kosmetyki marki Lush. Szkoda tylko, że w Polsce nie mamy do nich dostępu. Wiem, że istnieje strona internetowa wysyłająca do Polski, ale to już nie to samo, co zobaczyć na własne oczy i skorzystać z konsultacji i rad osób tam pracujących 😉
Czy ta maska jest dla osób z wągrami?
Zdecydowanie! Mocno świata, oczyszcza a lawenda działa antyseptycznie 🙂