Co prawda mamy już wrzesień, ale przecież smaki i zapachy lata są nadal z nami. Bo właśnie wakacjujemy, więc wszystko co energetyczne i przyjemne pozytywnie nakręca. dokładnie jak pomarańczowe pudełeczko od BeGlossy.
Pudełko, które pachnie cytrusem. Szacun!
Pomarańczowe hity i kity wg Lony:
Po pierwsze okrzyk: kocham Organique! Wszystko, co kiedykolwiek wpadło w moje łapki tej marki pachnie obłędnie i dobrze działa. Nie inaczej było w przypadku kosmetyków z sierpniowego BeGlossy: mydełkiem pomarańczowym i balsamem do ust. To pierwsze ładnie pachnie, jest kolorowe i wesołe. Może nie tak dobroczynne jak aleppo, ale z nim prysznic to świetna zabawa. Z kolei balsamik do ust jest superodżywczy, cudnie smakuje i ma naturalny, zdrowy skład. Niestety nie można tego powiedzieć o pomarańczowym maśle do miejsc suchych Joanna. Parafiny nie lubię i basta. Zawsze gdy ją widzę w składzie czuję się oszukana. Kiepskio było też z korektorami SoSusan. Było, bo już ich nie mam. Wyrzuciłam z hukeim po 2 użyciach. To nie ma sensu – zbyt ciężko się rozprowadza, za słaby efekt, za dużo zachodu i hałasu o nic. Za to żel do mycia Iwostin zaskoczył pozytywnie. Cudownie, delikatnie machnie, ładnie myje, nie podrażnia ani nie przesusza. Nie radzi sobie z wodoodpornym linerem, ale nie jest to płyn do demakijażu, więc wybaczam 😉 No i na koniec dwa średniaki: krem rozświetlający Cashmere zabieram na wakacje, bo nieźle nawilża, ciut rozświetla i ma fajną pojemność 15 ml, idealną do walizki. A krem japoński glicerynowy to.. Carmex! Dokładnie tak samo pachnie i to samo robi, łagodzi suchość i łuszczenie. Niezły, ale nie zaskoczył.
Pomarańczowe hity i kity wg Leny:
Mój hit? Boskie top coat na paznokcie Nails INC. Sprawia, że każdy lakier jakie mam staje się matowy, a chyba przekonywać nie muszę, że mat znaczniej przyjemniejszy mi jest niż błysk. Zwłaszcza czarny! Lubię, używam i chyba rzeknę – nadużywam. Potrafię zmienić kolor codziennie, tylko po to by sprawdzić jak się ma w macie. Numer dwa to hit Lony – mydełko Organique, który już jest słodkim wspomnieniem. Jeśli lubicie to co naturalne i pachnące, to idealny opcja. Ja zamiast balsamu miałam w swoim boksie krem pod oczy od Olay. Dobrze się wchłania, przyjemnie pachnie. Używam jednak dopiero kilka dni, więc nie mogę powiedzieć, czy działa jak ręką odjął. Wielkie rozczarowanie przyszło z kremowymi korektorami SoSusan. Pudełeczko wygląda bardzo tanio, a kosmetyk kosztuje..86 złotych! Do tego ciężka konsystencja, dziwne kolory… No i podkreślenie każdego zgięcia, zmarszczki, bruzdy – okropne w użyciu. A fe! Za to łagodny żel do twarzy Iwostin to kosmetyk miły, przyjazny i w sam raz dla mnie i męża. Lubię ową firmę, zwłaszcza kremy do cery wymagającej. Żółty jak cytrynka krem rozświetlający Cashmere już zużyty. Powiem tak – nie było szału, ale lekka konsystencja i szybka wchłanialność sprawiły się dobrze podczas cieplejszych dni. Dobrze sprawdza się z makijażem, więc Lona będzie zadowolona podczas upałów na Kanarach 🙂