Szlag mnie trafi, wyjdę z domu i nie wrócę
– myślę potykając się o zabawki.
I ten permanentny bałagan, totalne nieogarnięcie. Spokój, porządek… takie rzeczy to może w Play, ale na pewno nie u nas.
Zapewne domyślacie się, jaka myśl przypłynie w kolejnym zdaniu. Że to wszystko nieważne, bo przy pierwszym lepszym uśmiechu (o przytulasie nie wspominając) dziecka ja, Matka Polka Wkurzona i Niezorganizowana, herbu Oddajcie Mi Moje Spokojne i Pełne Eksytacji Kulturą i Sztuką Życie, topię się jak Gouda na toście i rozpływam niczym syrop klonowy na ciepłym naleśniku.
Tak, mięciutka jestem jak pankejk, rozpieszczona – co latorośl rozpieszcza także.
Filip to zdecydowanie jedyna osoba na świecie, która rozplątuje mój nerwowy kłębek w brzuchu, eksploruje granice cierpliwości, puka do drzwi z napisem ‚teraz chcę być sama’ (co mi się zdarza codziennie, bo samotność lubię bardzo), a potem otwiera je i mówi ‚no way, mamuśka’. A ja mu na to wszystko pozwalam.
I przy okazji wczorajszego Dnia Dziecka naszła mnie myśl natrętna, że dla własnego dziecka (i tylko dla niego) jestem lepszą wersją siebie. Dla niego mam czas i uśmiech. Godzinami chodzę po placach zabaw, choć to przecież nie jest wcale interesujące. Czytam książki o samochodach, a zamiast nowego odcinka ulubionej youtuberki kosmetycznej odpalam „Psi patrol”. A z każdego najmniejszego jego osiągnięcia cieszę się, jakbym co najmniej dostała Oscara.
Czemu ta wyrozumiałość, pogoda ducha i umiejętność słuchania, pewnie największe benefity ze zmiany statusu na ‚mama’, nie przenoszą się na innych, bliższych i dalszych osobników? Ostatnio przeczytałam, że najgorsze hejty w sieci piszą właśnie mamuśki. Może znudzone, może sfrustrowane. Ale dlaczego? Skoro mając w domu małego człowieka (często w liczbie mnogiej) na pewno są już biegłe we współczuciu, czułości, oddaniu, empatii.
To może małe ćwiczenie – dla siebie i dla matek-hejterek. Ilekroć ktoś Cię wkurzy, ile razy masz chęć napisać coś w sieci na rząd, uchodźców, Niemców, Rosjan, gejów, za każdym razem gdy odjedzie autobus, potkniesz się na równej drodze, ugryzie osa albo inna cholera – roztop tę złość jak syrop klonowy.
Jednym wspomnieniem tej małej buzi.
Ubrania moje i Filipa widoczne na zdjęciach pochodzą z Fashion House Outlet Centre Sosnowiec.
Więcej informacji o cenach i metkach znajdziecie na Fashion&More – tu i tu.