7 dni bez podkładu i pudru, mycie i krem raz dziennie. Bez masek, bez serum, bez żadnych kuracji. Po tym, jak prowadziłam detoks dla ciała (czyli 21 dni diety warzywno-owocowej dr Dąbrowskiej), zabrałam się za skórę twarzy. Dałam jej 7 dni bez makijażu i tylko z najbardziej podstawową, minimalistyczną pielęgnacją. Efekty już po 3 dniach tak mnie zaskoczyły, że wiedziałam, że muszę się tym podzielić. Po raz pierwszy od wielu miesięcy nie mam na buzi ani pół wyprysku, buzia jest gładka i dobrze nawilżona.
Po co ten detoks?
Na pewno czytałaś nie raz o dziewczynach, które rezygnują z makijażu lub pielęgnacji. Najczęściej na tydzień, czasem (jak Alicia Keys), na życie. Robią to z różnych powodów. Niektóre wierzą w teorię, że współczesna pielęgnacja to wymysł koncernów kosmetycznych i wcale nie potrzebujemy tych wszystkich kremów i maseczek. Inne rezygnują z pielęgnacji i makijażu, bo mimo pielęgnacji pogarsza się ich stan cery (detoks ma być nowym startem w pielęgnacji). Część dziewczyn z kolei traktuje detoks od makijażu jako sposób na pogodzenie się z własnym odbiciem w lustrze. Trening pewności siebie.
Którą z tych dziewczyn jesteś?
Ja po trosze każdą, jednak swój kosmetyczny detoks przeprowadziłam głównie z ciekawości. Byłam ciekawa, czy moja cera poradzi sobie bez kwasów (które kocham i stosuję cały sezon jesień-zima), czy jest dobrze nawilżona. Czy mój problem z zapychającymi się porami jest (tak podejrzewałam) powiązany z codziennym nakładaniem makijażu. Bo wiecie, niby stosuję podwójne oczyszczanie, ale kto mi da gwarancję, że to wystarczy?
Plan detoksu
Pierwszego dnia nie pomalowałam się, bo byłam przeziębiona i uznałam, że jak raz poleżę bez kremu, to nic się przecież nie stanie. Drugiego dnia choroby zaświtało mi w głowie, że to dobra okazja do detoksu i potrzebny mi plan działania. Nie chciałam naśladować czelendży z internetu i podzielić losu dziewczyn, które z dnia na dzień przestawały używać kremu (a potem biadoliły, jak sucha jest skóra). Może i rzucam skórze wyzwanie, ale przecież dalej ją lubię, prawda? Nie będę jej pozbawiać podstawowego nawilżenia.
Mój plan zakładał, że odstawiam wieloetapową pielęgnację, zupełnie rezygnuję z makijażu, natomiast niezbędne kosmetyki ograniczam do minimum. I tak powstała nowa, totalnie minimalistyczna rutyna pielęgnacyjna. Pozostały w niej tylko bazowe kosmetyki. Wszystkie znałam i używałam już wcześniej:
- mycie buzi raz dziennie (wieczorem) delikatnym kremem oczyszczającym Lierac (ma minimalne ilości kwasów, przez co dobre PH, nawilża, nie podrażnia nawet skóry wokół oczu),
- po wieczornym myciu krem Bobbi Brown Hydrating Face Cream z algami, pod oczy Hydrating Eye Cream ze skwalanem i aloesem – bardzo dobre bazowe kremy mocno nawilżające),
- rano przecieram twarz wacikiem skropionym tonikiem Pixi Glow Tonic (5% kwasu glikolowego, nawilżający, obniżający PH) i jeśli potrzebuję, nakładam krem pod oczy,
- nie nakładam makijażu, ani filtrów (zero podkładu, pudru, bronzera – gdy musiałam wyjść z domu, malowałam rzęsy i lekko brwi).
Efekty!
Nie będę nikogo oszukiwać – wiedziałam, że będzie dobrze!
Tak jak przeczuwałam, nawilżenia skórze nie zabraknie, a tydzień bez złuszczania spokojnie wytrzyma. Ale! Czego się nie spodziewałam, to piorunujące efekty przeciwtrądzikowe! Po trzech dniach wszystkie moje aktualne wykwity zaleczyły się same (zwykle męczę je preparatami punktowymi i wcale nie znikają szybciej) i do końca tygodnia nic nowego nie wyskoczyło. A musicie wiedzieć, że mam cerę baaardzo podatną na zapychanie. Buzia nie była zaczerwieniona, podrażniona, cały czas gładka i miękka.
Z drugiej strony zauważyłam, że przy tak bazowej pielęgnacji przebarwienia ni drgną, a buzia nie ma tak ładnego kolorytu, jak zwykle.
Jak to wytłumaczyć?
Mam dwa pomysły na to, by wyjaśnić sobie i Wam, jak to możliwe, że pielęgnując mniej, można mieć lepszą cerę. Pomysł pierwszy – oskarżam makijaż. Głównie podkłady i pudry – z dimethiconem, silikonem, talkiem. Nikogo za rękę nie złapałam, ale skoro buzia tak dobrze czuje się bez makijażu, to jest to sygnał dla mnie, by nosić go mniej.
Pomysł drugi to przypuszczenie, że moja pielęgnacja ma tyle plusów co minusów. To samo, co dobrze działa na pory czy przebarwienia (częste maseczki, serum, kuracje), jednocześnie negatywnie odbija się na skłonności do powstawania wyprysków. A te tworzą się albo dlatego, że ciągle coś w skórę wcierając i wklepując podrażniam ją. Albo zwyczajnie roznoszę pod palcami bakterie.