Poszukiwania wielofunkcyjnej paletki, w której znajdziemy WSZYSTKO nadal trwają. Choć kochamy wielką miłością paletę Smashbox, która jest ideałem, to jednak… brakuje w niej różu i produktów do ust. To jasne, że stworzenie palety „ze wszystkim” nie jest proste, ale co rusz ktoś podejmuje się owego zadania… Zwłaszcza w okresie wakacyjnym, kiedy zabranie ze sobą jak najmniejszej ilości kosmetyków to wyzwanie. Bo chcemy mieć kompaktowe, ale i doskonałe produkty. Żadnego pójścia na łatwiznę i skróty. Wakacyjny makijaż musi wytrzymać upały, deszcz, zmiany temperatury. Kompromis? No way!
Kosmetyki the Balm lubimy bardzo; znamy całkiem sporą grupę produktów i w zasadzie nie ma się czego przyczepić! A nasze ostatnie odkrycia: świetny tusz do rzęs Mad Lash i matowa pomadka w płynie Meet Matte Hughes stały się lipcowymi ulubieńcami.
Paleta the Balm Voyage zawiera wszystko, co potrzebne by zrobić kompletny makijaż: 9 cieni do powiek, rozświetlacz, brozner, dwa róże i dwie szminki. Mieszając cienie o nazwie Willkommen, Failte i brozner Croeso z łatwością wyszukujemy również nasze brwi.
Czy to kosmetyczny Graal?
Cera i usta w dalekiej podróży
Zacznę od końca, i od tego co bardzo często niedocenione w paletkach podróżnych – produkty do ust. W the Balm Voyage znajdziemy dwie kremowe, mocno koloryzujące pomadki BEM-VINDO (malina) i VITAJTE (koral), które również mogą posłużyć jako kremowy róż do policzków. W wersji pomadkowej sprawiają się genialnie! To nie delikatne błyszczyki, ale pełnoprawne pomadki o aksamitnym wykończeniu. Wakacyjne kolory pięknie wyglądają solo, jak i z pełnym makijażem. Ja, o dziwo, polubiłam koral!
Róże HUAN YING (bardziej brzoskwiniowy) i DOBRODOŚLI (różany) mają świetną pigmentację, bardzo dobrze się utrzymują. Niestety zdjęcie swatchy zrobione iphonem nie oddają mocy koloru, a jest ogromna! Ich wadą może być nieco zbyt mocne osypywanie, ale z doświadczenia wiem, ze to częsty problem produktów the Balm. Brozner CROESO ma idealny odcień, który pozwoli nam nadać opalonej skórze konturów, a jednocześnie ocieplić karnację. I choć jestem wielką fanką chłodnych bronzerów, to na wakacje nie brałabym dodatkowego szaro-brązowego pudru do konturowania.
KUWA KARIBISHA to rozświetlacz, który spokojnie mogę nazwać młodszym bratem Mary Lou Manizer. Daje błysk w złotawym odcieniu, ale nie jest aż tak mocny jak Mary. Pozostawia piękną, złocista taflę na skórze (a ja ładuję go z wielką przyjemnością na obojczyki!). To świetny kompan letnich wieczorów.
Dzień dobry kolorze
Twórcy kosmetyków the Balm nie zapominają, że marka w swym DNA ma… dużą dawkę optymizmu. Tym razem kolory produktów „witają się z nami” w różnych językach. Bo przecież wakacje możemy spędzić w każdym zakątku świata, prawda? Dziewięć kolorów daje milion możliwości; od dziennego makijażu z błyskiem o różowo-złotym wykończeniu (i mój ukochany kolor BIENVENUE), seksowny wieczorowy glam z zielonym złotem (BIENVENIDO), skrzącą się szarość (WELKOM) czy makeup z bordowo-złotymi drobinami (VALKOMMEN). Do usług pozostają nam również ciepłe róże i brązy: WILLKOMMEN – rdzawy brązik, BENVENUTO – słodki róż i TERVEULOA – śliczna cegła, a na dokładkę beżowy cień bazowy (WELCOME) i czerń z drobinami (FAILTE).
Swatche na papierze nie oddaję rozkosznego błysku kolorów, więc zwróćcie uwagę na migotanie barw na paluszkach (papier, to jednak nie skóra i bardzo traci się na nim moc pigmentu). Na pierwszy rzut oka nie jest to klasyczna kombinacja kolorów w palecie, ale absolutnie wystarczająca, nie tylko podczas wojaży. Jakość cieni jest bardzo dobra – piękny pigment, kosmetyki są jedwabiste w dotyku, świetnie się z nimi pracuje. Ciemniejsze kolory odrobinę się osypują, ale w pamięci mam starsze palety the Balm i porównują je, sa to niewielkie ubytki.