Po przetestowaniu setek produktów wybrałyśmy najlepsze (do makijażu oraz pielęgnacji), ale kilkanaście tak nas wkurzyło, że i o nich chcemy napisać. Bo naprawdę trudno uwierzyć, że w czasach gdy marki starają się coraz bardziej, a jakość kosmetyków z drogerii jest prawie tak świetna jak wysokopółkowych, zdarzają się jeszcze takie wtopy. I niestety, przed bublem nie uchroni Cię nawet wysoka cena produktu. Drogie nie znaczy dobre, przekonałyśmy się o tym dość boleśnie.
Zobacz, jakie kosmetyki są naszym zdaniem NAJGORSZYMI produktami roku 2017.
Ponarzekajmy sobie razem 😀
1/ Huda Beauty
#FauxFilter
trwały podkład kryjący, 35 ml/ok. 160 zł, wkrótce dostępny TU
To ma być najgorętsza premiera początku roku 2018 w polskiej Sephorze. I choć kochamy Hudę ogromnie, ten produkt jest ogromnym rozczarowaniem. Miałyśmy okazję przetestować go wcześniej i zaprawdę powiadamy – takiej maski, ciężkiej na skórze i zapychającej pory (po czterech dniach skóra miała dość) nikt, poza garstką instagramerów i jutuberów nie powinien używać. Szkoda skóry! Pełna recenzja podkładu TU.
2/ Anastasia Beverly Hills
Subculture
Paleta do makijażu oczu, 14 cieni/190zł, do kupienia TU
Koronny dowód na to, że zasada im większa pigmentacja, tym lepszy produkt to bzdura. I choć ABH dostało się za osypywanie cieni zupełnie niesłusznie (wcale nie jest to tak uciążliwe, jak pokazywano na YT), a kolory są piękne i unikatowe, z tyloma odcieniami jest problem, że finalnie Subculture jest totalnie niewarta zakupu. Zielenie nie tolerują towarzystwa innych kolorów, szarość blenduje się nierówno, a błyszczące odcienie Cube i Electric są tak masełkowate, że trudno wydobyć je z opakowania. Po co się tak męczyć za niemal 200 zł?
3/ Becca
Ultimate Coverage Complexion Creme
podkład kryjący, 30ml/159 zł, do kupienia TU
Na fali miłości do rozświetlaczy Becca, testowałyśmy wiele innych produktów marki zaraz po polskiej premierze. Ten podkład – w zamyśle silne, ale komfortowe krycie dla każdej cery – dramatycznie się rozprowadza, nie da się go ładnie rozłożyć przy nosie, nie trzyma się skóry w ciągu dnia, pod wpływem sebum migruje po twarzy. Efekt makijażu jest po prostu okropny. Never ever!
4/ Laura Mercier
Candleglow
korektor rozświetlający, 185 zł, do kupienia TU
Jeśli po drugim użyciu korektorowi odpada aplikator (i zostaje uwięziony w nakrętce – za Chiny się tego nie da naprawić) wiedz, że miłości z tego nie będzie. Zwłaszcza, gdy po 2 tygodniach produkt zaczyna się rozwarstwiać. Gdyby jeszcze efekt był spektakularny… niestety przeciętny rozświetlający efekt podobny do tego, który daje stary dobry Wibo kupiony za 8 zł.
5/ Maybelline
Tattoo Brow
żel koloryzujący do brwi peel off, 52.99 zł, do kupienia TU
Ten produkt to po prostu koszmar! Barwi brwi i (przede wszystkim!) skórę pod i wokół włosków na zupełnie niewyjściowy, rudy kolor (Tu zobaczysz efekt na zdjęciach). Jak na produkt drogeryjny, Tattoo Brow jest bardzo drogi (ponad 50 zł!) i aboslutnie nie wart ceny nawet w promocji. Robi to co henna za 4 zł. I to znacznie gorzej niż henna za 4 zł. Maybelline, dlaczego?
6/ Becca,
Under Eye Brightening Corrector,
rozświetlający korektor pod oczy 4,5 g za 99zł, do kupienia TU
Miały być cuda, a brzoskwiniowy korektor nie tylko średnio rozświetla, ale i niemiłosiernie szybko się zbiera, nie lubi się z bazami i ciastkuje naniesiony na niego korektor, a nawet i podkład. Możemy, w teorii, aplikować go w ciągu dnia, kiedy zauważymy cienie pod oczami. Nie radzę! Ciasteczko ekstremalne, w trzy sekundy!
7 /Benefit
Hydrating Boi-ing,
nawilżający korektor pod oczy 3,5 g za 113zł, do kupienia TU
Żelowa formuła korektora zapowiadała, że dostaniemy nie tylko rozświetlenie i lekkie ukrycie niedoskonałości pod oczami, ale i solidną dawkę nawilżenia. Niestety, żel ma dość lepką i oleistą formułę, przez co trudno współpracować mu z innymi produktami. Waży się, roluje i wygląda mało efektownie.
8/ Laura Mercier
Editorial
paleta pigmentów o konsystencji glinki 7,2g za 275zł, do kupienia TU
Pigmenty, które w dotyku przypominają delikatne masełko, dające ogrom koloru podczas swatchowania, i na dodatek w palecie znajduje się puder fiksujący do cieni! Szaleństwo, prawda? Przymknęłam oko na mało „modne”kolory – nieco chłodniejsze tony są odmianą w mojej kosmetyczce. Jednak fakt dramatycznego osypywania się matowych pigmentów, nie tylko podczas aplikacji, ale i w czasie noszenia, wkurzył mnie niemiłosiernie. Po wyjściu z domu, miałam twarz jakby umazaną sadzą! Brrr! Poza tym brąz i czerń, są niemal nie do rozróżnienia na powiece. Może gdyby odcienie były unikalne, to miałabym więcej serca do szukania metod na paletkę Editorial, ale tak to pasuję.
PS: Puder do cieni nadal testuję, i mam ochotę nałożyć go na korektor!
9/ MAC
Personality Palettes
paletki do oczu, każda 7,93g za 219zł, do kupienia TU
W zasadzie to nie bubel, a wielkie rozczarowanie. Miałam nadzieję, że kolekcja sześciu palet MAC będzie unikalna, wystrzałowa, pobudzająca wyobraźnie i inspirująca (jak cienie Kat czy Marca Jacobsa). A dostałam palety dobrej jakości, przewidywalnych i nudnych kolorów, do zobaczenia w tym poście. To nie są produkty złe, ale nie wytrzymują konkurencji Hudy Beauty czy nawet Zoevy!
10/ Yonelle
krem CC z filtrem SPF 10
50 ml za 189zł, do kupienia TU
Idea świetna; prócz działania przeciwstarzeniowego, dostajemy ogromną dawkę nawilżenia, a także i rozświetlenia. No i oczywiście piękne wyrównanie kolorytu skóry. Podchodziłam do niego wielokrotnie, ale nawet na mojej suchej skórze nie był trwały, zjeżdżał, wchodził w pory i sprawiał, że świeciłam się jak rzadko. W ten zły, tłusty sposób. No i na dodatek kolor Light Neutral oksydował do różowej świnki.
11/ EOS
LIP Balm
balsam do ust 7g za 25zł, do kupienia TU
Tak, dokładnie – to kultowe jajeczko zrobiło mi w tym roku kuku. Przede wszystkim nieprzyjemnie uzależniło. Musiałam nawilżać wargi co pół godziny, bez balsamu były suche jak wiór. Dodatkowo doprowadził do nieprzyjemnego pękania warg, zwłaszcza w kącikach. Próbowałam dwukrotnie, z różnymi smakami i problem się ponawiał. Niestety, jajeczko nie jest dla mnie.
12/ Clarins
Instant Lip Comfort Oil
olejek do ust 7ml za 89zł, do kupienia TU
Podobnie jak EOS, olejek bardzo szybko mnie uzależnił, ale jeszcze mocniej pogłębił pękanie, spierzchnięcie i niemały ból warg. To wielkie zaskoczenie, bo jest ulubieńcem wiele osób, w tym Ilony. Żałuję bardzo bo po aplikacji jest komfortowy, niemal żelowy. Jednak to produkt, który nie może być w mojej kosmetyczce, czy pod ręką. Po dwóch, trzech dniach przyniesie mi tak mocne spierzchnięcie, jakbym wróciła z bieguna.
*pod włoskami i wokół nich 😉
Bardzo przydatny artykuł!
Dla mnie Eos to tylko zapach i nic więcej a korektor Laury chcialam, oj chciałam ;x
Obecność olejku Clarins i balsamu EOS na tej liście bardzo mnie zaskoczyły. Ja je uwielbiam!
Nad korektorem Benefit zastanawiałam się – dobrze, że nie kupiłam! Wybrałam rozświetlający z Becci, który jest meh… – po prostu poprawny. Wolę o połowę tańszy Bourjois.
Zastanawiałam się nad swoimi bublami 2017 roku i w pamięci znalazłam dwa: olejek pod prysznic Rituals – starczył mi na kilka razy ?; i bubel nad bublami – szampon L’oreal Elseve Arginine Resist ?! Po nim włosy wyglądały jakby nie były myte przez pół roku. Fryzjerka przeraziła się gdy zobaczyła co mam na głowie!
Zdecydowanie nie polecam!
Znam jedynie EOS. Całe szczęście krzywdy mi nie zrobił ale jest bardzo słaby. Zawiódł mnie …
Dziwne, pamiętam jak na instastory właśnie chwaliłyście subculture, że się z nią dobrze pracuje i nie rozumiecie hejtu na tę paletę…
tak było! na story otwierałam paletę i używałam jej po raz pierwszy robią sobie makijaż brązowo-pomarańczowy. I on był bardzo ładny, a cienie się praktycznie nie osypywały. A potem… cóż, zaczęłam się nią bawić, używać innych odcieni (wtedy okazało się, że wszystkie trzy zielenie są straszne) i… nigdy nie było o tej palecie już ani słowa. Nie było zdjęć ani recenzji na blogu. Właśnie dlatego, że jest tak rozczarowująca, nie miałam zupełnie ochoty poświęcać jej miejsca na blogu i zachęcać Was do spróbowania. Trzymałam ją sobie na ten dzień, kiedy zrobimy buble. I voila 😀
A jakie produkty polecacie do pielęgnacji ust? Używałam EOS kokosowego bardziej ze względu na smak niż działanie, które było mierne.
Kamilo, nasz totalny ulubieniec roku to balsam Lanolips – jest wspaniały, naturalny, poręczny, wydajny i robi to co najważniejsze – nie tylko chroni ale i leczy spierzchnięte usta. Poza tym to też świetna baza pod matowe pomadki. A mnie przychodzi do głowy jeszcze jeden dobry krem do ust, taki do torebki pod szminkę, ale i solo – Cicaplast La Roche Posay (wersja do ust w tubce 15 ml). No i mamy jeszcze jednego totalnego ulubieńca do ust – będzie na blogu dziś wieczorem 😀
Ale paskudnie wygląda ta paleta (Subculture) 🙂
Yonelle zawiodło mnie na kilku produktach, nie warte swojej ceny.
Balsam EOS zjadło mo dziecko 🙂 dobrze, że chociaż naturalny 🙂
Haha, ale widzisz – z eosami różnie bywa, niektórzy kochają!
Z tym EOSem to fakt, uzależnia ale jak dla mnie to odkrycie roku. Zrobiłam zapasy kilku smaków.
Niestety, u mnie bubel:(