Creme de La Mer. Kosmetyk-ikona. Krążą o nim legendy. W sieci dziewczyny opisują go jako cudotwórcę, który zmienił ich cerę w kilka dni. Brzmi to tak niewiarygodnie, że postanowiłam na własnej skórze sprawdzić, czy krem La Mer (u mnie w wersji soft lotion, czyli emulsji przeznaczonej dla cer normalnych, mieszanych i tłustych) jest w stanie dać mojej skórze więcej, niż dotychczas używane kremy. Odstawiłam całą wieloetapową pielęgnację (esencja+serum+emulsja+krem), aby przez 30 dni nakładać na twarz (rano i wieczorem) tylko krem La Mer. Obserwować, jak zmienia się (jeśli w ogóle) moja skóra i odpowiedzieć sobie i Wam…
… czy krem za niemal tysiąc złotych naprawdę działa lepiej niż kilka innych, tańszych? I czy w ogóle warto wydać tyle na kosmetyk?
La Mer The Moisturizing Soft Lotion
emulsja nawilżająco-regenerująca na dzień lub na noc, 50 ml/999 zł, w Douglas (TU>)
Jakiś czas temu miałam okazję uczestniczyć w evencie poświęconym m.in. La Mer. Marka postanowiła wtedy sprezentować nam blogerkom kilka produktów, w tym właśnie soft lotion – bohatera tego tekstu. Mimo, iż kremu nie kupiłam postanowiłam, że odniosę się do jego ceny. Stosunek jakości do ceny to przecież główne kryterium wyboru kosmetyku. Tak jak pisałam kilka miesięcy temu – są takie kategorie produktów, w które warto zainwestować (artykuł 9 kosmetyków, na które warto wydać więcej przeczytasz TU) i krem nawilżający to nr 1 na mojej liście. Jednak kwota tysiąca złotych brzmi dość astronomicznie, biorąc pod uwagę ceny świetnych i także luksusowych kremów Eisenberg czy Estee Lauder.
Ta kwota jest jak wyzwanie.
Jak poprzeczka ustawiona na wysokośi 5 metrów. Czy La Mer ją przeskoczy?
Obietnice
Zacznijmy od teorii. Krem La Mer to kosmetyk łączący silne właściwości nawilżające i regenerujące. Jego sekretny składnik to kombinacja wyciągów z różnych rodzajów z alg morskich, które mają dobroczynny wpływ na skórę (opatentowany kompleks algowy The Miracle Broth jest obecny we wszystkich kosmetykach La Mer). Jakich oczekiwać efektów? Nawilżenia, gładkości, regeneracji, działania przeciwzmarszczkowego, podobno także wyrównania kolorytu skóry.
Mój 30-dniowy test
La Mer Soft Lotion używałam nieco ponad miesiąc. Codziennie rano i wieczorem. Tylko tonik, od czasu do czasu esencja i La Mer. Żadnych serum, żadnych wspomagaczy. Unikałam nawet baz pod makijaż, by sprawdzić, jak La Mer radzi współgra z ulubionymi podkładami (a radzi sobie świetnie).
Jaki jest Soft Lotion?
Minimalistyczny szklany flakon z pompką skrywa delikatną emulsję o pozornie lekkiej, a tak naprawdę dość bogatej konsystencji. Sporym rozczarowaniem był zapach – zbyt kojarzy mi się z kremem Nivea, której bardzo nie lubię. Kolejnym – mokre wykończenie po aplikacji na skórę – jak na produkt rekomendowany nawet do skóry tłustej, spodziewałam się satynowego finiszu. Pierwsze wrażenia były bardzo mieszane – z jednej strony piękny flakon i produkt, którego chce się (i musi – w końcu zobligowałam się przed Wami na InstaStories) używać. Z drugiej nieprzyjemny zapach i uczucie zbyt ciężkiego produktu na skórze.
Po 30 dniach…
Cud się nie zdarzył. Ale mam najlepszy krem nawilżający, jakiego kiedykolwiek używałam. On po prostu działa mocniej niż inni. I dłużej! Już po tygodniu zorientowałam się, że nakładając go wieczorem, w zasadzie nie potrzeba kremu rano (wieczorna porcja jeszcze działa, mimo umycia buzi). Po trzech tygodniach dałam sobie spokój z porannym nakładaniem kremu – na dobre. Buzia jest w tak dobrej kondycji, że rano wystarczy jej tonik.
Kolejne zaskoczenie – nie było żadnych zmian na skórze w czasie PMS. A zawsze jest kilka wyprysków, którymi obarczałam hormony. Zaobserwowałam też, że używam mniej maseczek. Nie potrzebuję dodatkowego nawilżenia. I choć nadal nie lubię jego zapachu, lotion La Mer stosuję dalej. Teraz (po 40 dniach) wyłącznie na noc, w dzień wystarczy krem BB, esencja lub matujący krem-puder RYOR (ulubieniec maja!).
I choć nie mogę powiedzieć, by skóra była o wiele lepiej nawilżona niż przed testem (bo mam bzika na tym punkcie), to osiągam nieco lepszy efekt, niż wcześniej używając tylko jednego, a nie czterech produktów. I to robi wrażenie!
Czy warto?
Jeśli kwota 1000 zł za flakonik kremu jest w Twoim zasięgu – zaprawdę powiadam: warto. Nie dlatego, że na buzi dzieją się cuda (tak jak pisałam – na zadbanej wcześniej skórze nie było mega efektu wow), ale dlatego, że cała moc pielęgnacji mieści się w jednym produkcie. I on faktycznie działa. Choć sama nie mogę uwierzyć, że to piszę (bo uwielbiam azjatycką pielęgnację wieloetapową) w przypadku La Mer mniej znaczy więcej. I nie trzeba używać nawilżającego serum, esencji i dwóch kremów, by mieć nawilżoną, ukojoną, miękką, dobrze wyglądającą skórę. Nie trzeba oklepywać się i masować kilka minut, by kosmetyk zadziałał. Nie trzeba go nawet używać dwa razy dziennie, a i tak działa.
A jakie jest Twoje zdanie na temat La Mer? Próbowałaś kosmetyków tej marki?
Wydanie 1000 zł na krem jest dla mnie na ten moment kwotą nie do przejścia. Jednak gdyby znalazł się ktoś, kto zechciałby mi coś takiego sprezentować to chętnie bym przyjęła :DDD
Też mnie to zastanawia, jaka bariera cenowa sprawia, że krem się staje za drogi. U mnie chyba wtedy, gdy słoik kosztuje tyle co seria zabiegów w gabinecie. Także La Mer jest niebezpiecznie blisko tej granicy 😀
Wyglada na dobry produkt, jeśli może zastąpić wiele. Ale chciałoby się ten efekt wow uzyskać 🙂
No właśnie tak sobie myślę, że gdybym była starsza, miała bardziej suchą skórę albo a,kurat w tym czasie bardziej odwodnioną, to byłoby wow. A tak jest utrzymanie dobrej kondycji skóry przy użyciu jednego, a nie kilku kosmetyków.