Wiecie, że nie lubię w modzie nakazów i zakazów; jestem pierwsza, by je łamać. Ale wiem dobrze, że każdej garderobie potrzeba jest baza. Może mieć ona różne oblicza, bo każda z nas jest inna i prowadzi inny styl życia. Dzisiaj o podstawowych elementach szafy, o których nawet mnie nie podejrzewacie.
A to takie „bazy”, które w różnych wariacjach sprawdzą się i w Waszych szafach. Albo już w nich są!
Założę się, że macie takie momenty, kiedy w Waszej garderobie zaczyna dominować konkretna jej część. Ja przechodziłam wielokrotnie fascynację marynarkami i żakietami. Tak, ja – fanka rockowych, zadziornych stylizacji. W mojej szafie jest z dziesięć marynarek o różnych fasonach, kolorach. Dominują jednak klasyki; nieco przedłużane, trochę w chłopięcym stylu, raczej mało dopasowane.
Zawsze się śmieję, że z Mają Sablewską łączy mnie nie tylko miasto, z którego pochodzimy, ale i miłość do tatuaży, szortów i właśnie marynarek.
Bo wbrew pozorom najzwyklejsza marynarka, taka do biura czy na uczelnię, świetnie się zgrywa z dziurawymi dżinsami, skórzaną spódniczką, spodniami z dresu.
A idąc dalej tropem Mai Sablewskiej, to stylistka pewnie powiedziałaby, że biały t-shirt i ulubione jeansy pozwalają nam czuć się jak milion dolarów, niemal w każdej sytuacji. I ja potwierdzam, choć przyznam po cichu, że biel koszulki często zamieniam na… czerń. Oczywiście! I w tym sezonie (podobnie jak w zeszłe lato) nie planuję poszerzać garderoby o żadne inne kolory t-shirtów. Liczy się czarny, bo to on najlepiej mi służy.
Klasyczny zestaw, z funkcjonalną torebką i przepięknym zegarkiem na bransolecie, powstał we współpracy z Fashion House Sosnowiec. I jeśli kiedyś umówimy się na spotkanie biznesowe, to macie niemal pewność, że zobaczycie mnie w podobnej wersji.